Obie powieści dotyczą
nastolatków, pierwszych miłości, przyjaźni – są skierowane do młodych ludzi.
Autor stawia jednak przed swoimi czytelnikami trudne pytania, zmusza ich do
myślenia, refleksji. Poruszająca historia Hazel uruchamia niewiarygodnie wiele
uczuć – od smutku, współczucia po uśmiech, motyle w brzuchu. „Papierowe miasta”
wydają się nieść łagodniejszy ładunek emocjonalny, a narratorem jest Quentin,
beznadziejnie zakochany, od najmłodszych lat w „papierowej dziewczynie” –
Margo. Czym są papierowe miasta? Oczywiście do Was należy odpowiedź, bo po
poznaniu tej historii każdy będzie miał własne refleksje i przemyślenia. Ale
oprócz otoczki fabularnej, barwnych postaci jest coś dla mnie wyjątkowego w
tych powieściach -
L I T E R A T U R A,
od której aż kipi w tych powieściach. John Green kocha literaturę i to widać,
skoro jest ona ciągle obecna w życiu
bohaterów „Gwiazd naszych wina” czy „Papierowe miasta”. Hazel nieustannie czyta
książkę „Cios udręki” a Q, chłopak z „Papierowych
miast” odczytuje poemat Whitmana „Źdźbła trawy”, dzięki któremu próbuje
zrozumieć kim tak naprawdę była Margot.
Postacie wykreowane przez Greena mówią cytatami, przytaczają wiersze,
ulubione fragmenty powieści. Szczególnie Augustus, który wydaje się być bardzo dorosły jak na swój wiek. Natomiast Margot, nierozstająca się ze swoim
czarnym notesem, pisze powieść, próbuje kreować swoją rzeczywistość.
Kiedy Quentin zachłannie wczytuje
się w poezję Whitmana nie potrafi jej zrozumieć, dopiero kolejne podejście uświadamia
go, co drzemie w tych słowach. Pięknie mówi o tym jedna z nauczycielek, doktor Holden :
„Ten poemat jest o naszych więziach – o tym,
że wszyscy mamy ten sam system korzeni, jak to jest w przypadku źdźbeł trawy”(J.
Green, Papierowe Miasta, wyd. Bukowy
Las, Wrocław 2013, s.210)
Bohaterowie to zwykli, amerykańscy
nastolatkowie – jedni muszą zmierzyć się z nieuleczalną, śmiertelną chorobą, a
drudzy z własnymi ideałami, przeszłością. Z drugiej jednak strony, są pełni
tajemnic, sekretów i mądrych przemyśleń o życiu. Może się wydawać, że Margot to
właśnie taka „papierowa dziewczyna”, fałszywe wyobrażenie Q, ale jej monologi
są przepełnione emocjami, mnożą w czytelniku pytania, gnębią, wzbudzają
zaciekawienie.
Powieści Johna Greena mogą śmiało
czytać dorośli, nie dajmy się zaszufladkować z powodu wieku, bo te książki są
dla każdego. I być może młodzi ludzie odbierają to o wiele bardziej entuzjastycznie
i emocjonalnie. Może o nich mówią, polecają sobie, oglądają filmy na ich podstawie.
I chwała im za to! John Green przyciąga, pisze mądrze, empatycznie – zna
swoich bohaterów, rozumie co przeżywają. Nie czuć w tych historiach fałszu,
niepotrzebnych ozdobników. Oczywiście każdy mógłby się do czegoś przyczepić, znaleźć
coś co można poprawić, ale według mnie dobrze się dzieje, że takie książki
trafiają na duże ekrany.
„Gwiazd naszych wina” o wiele
bardziej mną wstrząsnęła, doprowadzając do kilkugodzinnej melancholii. „Papierowe
miasta” natomiast okazały się pogonią za złudzeniami, marzeniami dzieciństwa i
porzuceniem pewnej dziecięcej naiwności. Obie pochłonęłam, dziwiąc się, że mogą
być aż tak dobre, tak bardzo działające na wyobraźnię. Przyznaje, że poczułam jakąś
magię tych książek – kryjącą się w codzienności, w sposobie patrzenia na świat,
na innych ludzi. Hazel i Quentin przeżywają historię swojego życia, o której
będą kiedyś opowiadać. Ale czytelnik ma wrażenie, że to jeszcze nie koniec opowieści…
To dopiero początek dorosłości...
Czytałam obydwie, bardzo mi się podobały, chyba ciut bardziej jednak "Papierowe miasta" :)
OdpowiedzUsuńCzytałam jedynie "Gwiazd naszych wina" - wzruszająca historia, aczkolwiek nie porwała mnie tak, jak wielu innych. Pewnie dlatego, że mam za sobą sporo książek o podobnej tematyce, a Green nie stworzył nic specjalnie oryginalnego. Po "Papierowe miasta" sięgnę na pewno.
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod Twoją wypowiedzią :)
UsuńCzytałam jedną powieść Greena "Szukając Alaski" i nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia, dlatego nie szukam jego nowych książek. Przyznam też, że wszystkie historie o chorobach i cierpieniu wydają mi się zbyt przygnębiające, dlatego ich unikam.
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko "Gwiazd naszych wina", ale ta ksiązka mnie nie porwała :)
OdpowiedzUsuńKurczę, uwielbiam gdy postacie w książkach same czytają ksiażki i rzucają cytatami. Mam w planach!
OdpowiedzUsuń