piątek, 21 sierpnia 2015

Papierowe gwiazdy, czyli o dwóch powieściach Johna Greena

Naprawdę długo wzbraniałam się przed książką „Gwiazd naszych wina”. Nie oglądałam filmu i nie mogłam zrozumieć całego szaleństwa na punkcie filmu i później książki. Ot, ckliwa historyjka dla nastolatków...Póki sama nie przeczytałam i zachłysnęłam się historia, słowami… stronice przelatywały między moimi palcami i odpłynęłam.  Byłam, żyłam, słuchałam głównych bohaterów „Gwiazd naszych wina”. Hazel i Augustus to wyjątkowi bohaterowie, których pokochałam za słowa. A to, co mówią  jest gorzkie, prawdziwe ale i ludzkie. Nie mam zamiaru opisywać ich historii, tak samo nie postąpię z powieścią „Papierowe miasta”. Napiszę dlaczego warto przeczytać te książki. Dlaczego John Green, o którego książkach rok temu nie słyszałam, tak bardzo zawładnął moimi emocjami...

Obie powieści dotyczą nastolatków, pierwszych miłości, przyjaźni – są skierowane do młodych ludzi. Autor stawia jednak przed swoimi czytelnikami trudne pytania, zmusza ich do myślenia, refleksji. Poruszająca historia Hazel uruchamia niewiarygodnie wiele uczuć – od smutku, współczucia po uśmiech, motyle w brzuchu. „Papierowe miasta” wydają się nieść łagodniejszy ładunek emocjonalny, a narratorem jest Quentin, beznadziejnie zakochany, od najmłodszych lat w „papierowej dziewczynie” – Margo.  Czym są papierowe miasta?  Oczywiście do Was należy odpowiedź, bo po poznaniu tej historii każdy będzie miał własne refleksje i przemyślenia. Ale oprócz otoczki fabularnej, barwnych postaci jest coś dla mnie wyjątkowego w tych powieściach  -
 L I T E R A T U R A, od której aż kipi w tych powieściach. John Green kocha literaturę i to widać, skoro jest  ona ciągle obecna w życiu bohaterów „Gwiazd naszych wina” czy „Papierowe miasta”. Hazel nieustannie czyta książkę „Cios udręki”  a Q, chłopak z „Papierowych miast” odczytuje poemat Whitmana „Źdźbła trawy”, dzięki któremu próbuje zrozumieć kim tak naprawdę była Margot.  Postacie wykreowane przez Greena mówią cytatami, przytaczają wiersze, ulubione fragmenty powieści. Szczególnie Augustus, który wydaje się być  bardzo dorosły jak na swój wiek.  Natomiast Margot, nierozstająca się ze swoim czarnym notesem, pisze powieść, próbuje kreować swoją rzeczywistość.
Kiedy Quentin zachłannie wczytuje się w poezję Whitmana nie potrafi jej zrozumieć, dopiero kolejne podejście uświadamia go, co drzemie w tych słowach. Pięknie mówi o tym jedna z nauczycielek, doktor Holden :

 Ten poemat jest o naszych więziach – o tym, że wszyscy mamy ten sam system korzeni, jak to jest w przypadku źdźbeł trawy”(J. Green, Papierowe Miasta, wyd. Bukowy Las, Wrocław 2013, s.210)
 
Bohaterowie to zwykli, amerykańscy nastolatkowie – jedni muszą zmierzyć się z nieuleczalną, śmiertelną chorobą, a drudzy z własnymi ideałami, przeszłością. Z drugiej jednak strony, są pełni tajemnic, sekretów i mądrych przemyśleń o życiu. Może się wydawać, że Margot to właśnie taka „papierowa dziewczyna”, fałszywe wyobrażenie Q, ale jej monologi są przepełnione emocjami, mnożą w czytelniku pytania, gnębią, wzbudzają zaciekawienie.
Powieści Johna Greena mogą śmiało czytać dorośli, nie dajmy się zaszufladkować z powodu wieku, bo te książki są dla każdego. I być może młodzi ludzie odbierają to o wiele bardziej entuzjastycznie i emocjonalnie. Może o nich mówią, polecają sobie, oglądają filmy na ich podstawie. I chwała im za to! John Green przyciąga, pisze mądrze, empatycznie –  zna swoich bohaterów, rozumie co przeżywają. Nie czuć w tych historiach fałszu, niepotrzebnych ozdobników. Oczywiście każdy mógłby się do czegoś przyczepić, znaleźć coś co można poprawić, ale według mnie dobrze się dzieje, że takie książki trafiają na duże ekrany.

„Gwiazd naszych wina” o wiele bardziej mną wstrząsnęła, doprowadzając do kilkugodzinnej melancholii. „Papierowe miasta” natomiast okazały się pogonią za złudzeniami, marzeniami dzieciństwa i porzuceniem pewnej dziecięcej naiwności. Obie pochłonęłam, dziwiąc się, że mogą być aż tak dobre, tak bardzo działające na wyobraźnię. Przyznaje, że poczułam jakąś magię tych książek – kryjącą się w codzienności, w sposobie patrzenia na świat, na innych ludzi. Hazel i Quentin przeżywają historię swojego życia, o której będą kiedyś opowiadać. Ale czytelnik ma wrażenie, że to jeszcze nie koniec opowieści…
To dopiero początek dorosłości...

6 komentarzy:

  1. Czytałam obydwie, bardzo mi się podobały, chyba ciut bardziej jednak "Papierowe miasta" :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam jedynie "Gwiazd naszych wina" - wzruszająca historia, aczkolwiek nie porwała mnie tak, jak wielu innych. Pewnie dlatego, że mam za sobą sporo książek o podobnej tematyce, a Green nie stworzył nic specjalnie oryginalnego. Po "Papierowe miasta" sięgnę na pewno.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam jedną powieść Greena "Szukając Alaski" i nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia, dlatego nie szukam jego nowych książek. Przyznam też, że wszystkie historie o chorobach i cierpieniu wydają mi się zbyt przygnębiające, dlatego ich unikam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam tylko "Gwiazd naszych wina", ale ta ksiązka mnie nie porwała :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, uwielbiam gdy postacie w książkach same czytają ksiażki i rzucają cytatami. Mam w planach!

    OdpowiedzUsuń