poniedziałek, 2 listopada 2015

Z archiwum PRL-u – galeria ubeków według Marka Świerczka

Jak wiele niewyjaśnionych historii drzemie w archiwach, utajnionych dokumentach? Tajemnic, których nikt do tej pory nie odkrył, nie zbadał? Jak dużo jest białych plam okresu PRL-u, przemilczanych, zepchniętych w ślepą uliczkę polskiego sumienia?

 Można pisać o historii z dokładnością, precyzyjnie operując datami, postaciami czy faktami. Można też opowiedzieć o przeszłości w sposób niekonwencjonalny, fabularny, wplatając nutę sensacji, kryminalnego zacięcia, mrocznej i gęstej atmosfery spowijającej czytelnika jak mgła, w której czai się bestia. Tak pisze Marek Świerczek, historyk, który próbuje przybliżyć czytelnikom przeszłość, trudną, zapomnianą, taką, o której nie chce się myśleć, a tym bardziej odkrywać. Po książkach „Bestia” i „Dybuk”  autor wydał powieść „Skowyt”, której akcja rozgrywa się w 1989 roku. PRL dogorywa, krwawi, aby przerodzić się w nowe państwo, nowy świat.

Akcja prowadzi czytelnika do jaskini bestii jaką jest Służba Bezpieczeństwa. Jeden z pracowników, Robert Karski otrzymuje zlecenie wytropienia jednego z oficerów, pracujących w Wydziale IV –Artura Hellera. Zajmował się on inwigilacją duchownych, a jego nagłe zniknięcie zdaje się być nie na rękę ówczesnej władzy. Karski szuka dokumentów, dociera do żony Hellera, a także do młodej kochanki, znajduje dziennik poszukiwanego, a kolejne tropy i rozmowy prowadzą go coraz w mroczniejsze rejony. Kim tak naprawdę jest Heller? Dlaczego uciekł i co ukrywa?

Pamiętniki ubeka czy bestii?
Obok perspektywy głównego bohatera czytelnik zapoznaje się z zapiskami Artura Hellera, który skrywa pewną brutalną tajemnicę. Jego inność i wyobcowanie nie przysparza mu sympatii otoczenia. Ukojenie znajduje podczas samotnych, leśnych eskapad. Nad ranem budzi się nagi, zazwyczaj splamiony krwią. Instynkt przejmuje nad nim kontrolę, staje się bardziej wyczulony na dźwięki, zapachy, ruch. Dziennik, intymny zapis myśli, przybliża jego postać, jednocześnie pokazując jego fizyczność, separację, zezwierzęcenie. Tak też go odbierają inni, opisując go jak zwierzę, bestię, gotową zawsze do ataku:

miał cienie pod oczami, plamy na skórze. Zrobił się bardzo chudy, ale ruszał się jak… no, nie wiem, jak zwierzę. Tak sprężyście i szybko, I cicho, Potrafił pojawić się za tobą tak, że nic nie słyszałeś. Ale miał coś chorego w oczach. Jak zdychający pies” (s.196).

Zapiski są pełne retrospekcji, nieuporządkowane, chaotyczne, pełne niedopowiedzeń. Heller pisze dla siebie, próbuje stworzyć wiwisekcję swojej metamorfozy, zrozumieć to, w co się zamienił. Opisy przestrzeni są bardzo drobiazgowe, wręcz namacalne. Las zamienia się w labirynt wyzwolenia, schronienie, rodzi poczucie jedności z naturą:

 „Las nocą daje wolność. Ciemność między drzewami jest gęsta. Niemal czuje się, jak napiera na rozpalone policzki. Chłodzi. Kryje. Pozwala przeżyć. (…) Gdy leżę na ostrej, jakby nawoskowanej trawie, las ożywa. Słychać stąpnięcia kopyt, trzaśnięcia gałązek pod łapkami jeży, popiskiwanie gryzoni” (s.167).

Świadomość Artura zlewa się z instynktem bestii, zwierzęcia, które jednocześnie jest łowcą i zwierzyną. Warto bliżej przyjrzeć się fragmentom, przewijającego się dziennika byłego ubeka. Jest w nich porażający psychologizm, emocjonalizm jednostki osaczonej, noszącej piętno inności. Każde słowo wydaje się  układać w skomplikowaną układankę poszukiwania tożsamości. W zapiskach Hellera przebija się gorzka diagnoza naszego świata, kondycji człowieka we współczesnym świecie:

Trzeba zagłuszyć głosy skomlące w nas. Dlatego ludzie stale mówią, słuchają radia lub oglądają telewizję. Piją wódkę, dorabiają się, kurwią. Wszystko, byle nie musieć wsłuchiwać się w siebie i patrzeć w mrok dookoła. Ale gdy ani w nas, ani wokół nie ma niczego, wtedy słyszymy. Wdziera się w nas prawda, jak nóż w ciało. Pali wnętrzności, kaleczy. Oślepia. Wtedy już nie ma odwrotu. Dokonuje się przemiana. Samotność już nie boli, bowiem wszyscy są samotni. Biegniemy po rozświetlonych księżycem, ośnieżonych lasach, napędzani jak mechaniczne zabawki instynktami starszymi niż nasz gatunek…”(s. 190-191).

Człowiek staje się zwierzęciem czy może już nim jest?

Rozpadająca się jaskinia zła, czyli brudny PRL
„Skowyt” pachnie brudnymi ulicami, szarością kamienic, ludźmi pozbawionymi nadziei i perspektyw, tkwiących w marazmie. Karski, wędrując ulicami, spotyka prostytutki i pijaków, ludzi nieufnych, przestraszonych obecnością ubeka, studentów wtapiających się w nijaką rzeczywistość. Rok 1989. Czas nadchodzących zmian, ale dla większości ludzi okres obaw, strachu, niepewności. Służby Bezpieczeństwa zacierają ślady, rozpadają się, gniją od środka. Ubecy gryzą się wzajemnie, nie ufają nikomu, pogardzani przez otoczenie, sami czują się jak żywe trupy. Próbują alkoholem czy innymi używkami uciszyć wątpliwości i skowyt bólu. Oni już dawno stali się bestiami w ludzkich skórze.
Główny bohater, czytający wiersze Baudelaire`a, przeczuwa upadek złowieszczej, komunistycznej machiny, w której był tylko trybem. Budzi się  w nim sumienie, moralność, lecz z drugiej strony ciągle jest zniewolony przez swoją funkcję, pracę, ministerstwo. Karski to bohater pełen sprzeczności, smutku i brutalnej melancholii, obecnej u bohaterów Marka Hłaski.
Rzeczywistość PRL jest mroczna, dominuje kolorystyka ciemna, przestrzenie zamknięte, puste i opuszczone mieszkania, budynki. Ludzie rozmawiają brutalnie, używają ostrego języka, wulgarnego. Spoglądają na bohatera ze wstrętem, strachem, jednak jego legitymacja ubeka przełamuje wszelkie mury milczenia. Postać Karskiego wyróżnia się spośród galerii bohaterów „Skowytu”, im bardziej poznaje on Hellera tym bardziej upodabnia się do niego. Śledztwo ujawnia wiele brudów, poukrywanych głęboko w strukturach Służb Bezpieczeństwa, dotyczących zniknięcia i śmierci wielu księży. Karski jest inteligentny, łączy fakty, przeszukuje dokumenty, uparcie tropi Hellera, będąc jednak ciągle krok za nim.
Bezradność zdaje się rodzić zło, które przemyka uliczkami, sączy się w uszy przechodniów, sąsiadów. Złowieszcze przestrzenie przyprawiają czytelnika o dreszcz, który tylko podsyca naszą ciekawość.
Karski w rozmowie z zielarką słyszy z jej ust: 

Zło to zło – (…) To krew przelewana z żądzy, kruki krążące nad padliną w lesie i szloch w ciemności.”( s. 65).

Zła nie można niczym usprawiedliwiać, przypudrować, zakamuflować, złagodzić lub przemilczeć. Trzeba je nazywać po imieniu, wydobywając najmroczniejszą przeszłość i przypominać, odbudowywać to, co ludzie chcieliby już pogrzebać.

Powieść „Skowyt” Marka Świerczka pokazuje fragment zakurzonej przeszłości, przemilczanej, o której młodsi nie mają pojęcia, nie interesują się. Klimat PRL-u na długo pozostaje w pamięci, a fabuła z konstrukcją powieści sensacyjnej i kryminalnej dostarcza wiele emocji i napięcia. Kunsztowne rysy bohaterów, ich psychologiczne portrety porywają drapieżnością i brutalnością. Swoista ambiwalencja ludzkiej natury znajduje pełne odzwierciedlenie w postaci Karskiego czy  Hellera. Przeplatające się losy głównych bohaterów, ich walka z codziennością, z samym sobą, relacje z innymi ludźmi  - to metafora społeczeństwa PRL.  Autor z niezwykłą starannością i pietyzmem łączy prawdziwą historię z fabularnością, tworząc swój oryginalny styl, świadczący o erudycji i lekkości snucia opowieści. Odnajduję pewną drogę dla czytania „Skowytu” - można go odnieść zarówno do przeszłości jak i współczesności. Zwierzęcy skowyt jest wpisany w ludzką dwoistość. Czy jednak damy mu się opanować?  


Cytaty pochodzą z książki M. Śwerczka, Skowyt, Novae Res, Gdynia 2015.

Składam serdeczne podziękowania autorowi za egzemplarz książki, która okazała się być niezwykłą lekturą, przenoszącą w mroczny świat PRL-u.