wtorek, 25 lutego 2014

Mroźna baśń dla małych i dużych

Autor dobrze znanej sagi "Pieśń lodu i ognia" pokusił się o napisanie baśni dla młodszych czytelników. "Lodowy smok" jest bliski klimatowi powieści Martina, których tłem jest okrutna i mroźna zima. Chyba autor ma do tej pory roku słabość, bo nawet lodowy smok jest symbolem, zwiastunem nadchodzącej zimy.
Historia opowiada o małej dziewczynce, o imieniu Adara, która jest zimowym dzieckiem. Jest ona niezwykła, bardzo poważna jak na swój wiek, szukająca odosobnienia i spokoju. Nie jest wylewnym dzieckiem, ukrywa swoje uczucia, przez co rodzina uważa ją za zimną i dziwną. Adara kocha zimę, nie odczuwa mrozu czy lodowego wiatru i z utęsknieniem czeka na pierwszy śnieg. Bohaterka ma pewną tajemnicę - otóż zaprzyjaźnia się z legendarnym lodowym smokiem. Niestety rodzina Adary staje w obliczu zbliżającej się wojny i walki z niebezpiecznymi smoczymi jeźdźcami. Co może zrobić mała dziewczynka aby uratować ojca i rodzeństwo? I jaką rolę odegra baśniowy smok?

Historia lodowego smoka jest wzruszająca, nie znajdziemy w niej przesadnych słodkości czy cukierkowych bohaterów. Książkę mogą czytać zarówno dorośli jak i młodsi czytelnicy, ponieważ dzieci znajdą w niej baśniowego smoka i odważną dziewczynką, a starsi odkryją świat fantastycznych, groźnych i bojowych smoków. Tak naprawdę każdy z nas zwróci na coś innego uwagę.
Pozycja obowiązkowa dla fanów fantasy i miłośników baśni. Warto dodać, że ilustracje Yvonne Gilbert urzekają dynamiką, oddając niepokój i specyficzny klimat powieści G. R. R. Martina.

Książka przeczytana w ramach wyzwania Grunt to okładka :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Tajemnica obrazu Giorgionego "Astrolog"

Powieść Carli Montero to dobre czytadło, ale pod warunkiem, że przebrniemy przez pierwsze 100 stron. Później akcja przyśpiesza i coraz bardziej zagłębiamy się w interesującą historię "Szmaragdowej tablicy". Książka zostaje podzielona jakby na dwie historie, które niespodziewanie łączy obraz Giorgionego "Astrolog". Tak naprawdę obraz ten to tylko legenda, nikt nie wie czy naprawdę istniał, czy został namalowany i czy przetrwał do współczesności. "Szmaragdowa tablica" to także podróż literacka po ogrodach sztuki, malarstwa i przeszłości.
    Dość opasła powieść ciągnie wiele wątków, przeszłość przenika i nakłada się na współczesność. Kilka słów o fabule: Ana, pasjonatka i doktor w dziedzinie malarstwa zostaje poproszona przez swojego kochanka o pewną przysługę. Chodzi o odnalezienie niezwykłego dzieła sztuki, którego twórcą jest jej ulubiony malarz: Giorgione. Kobieta podejmuje się tego wyzwania, pomaga jej w tym bystry profesor sztuki Alain. Ktoś jednak zaciera przed nimi ślady, a wszelkie archiwalne dokumenty giną w dziwnych okolicznościach. Ewidentnie ktoś nie chce aby kontynuowali poszukiwania. Na ten wątek nakłada się historia z przeszłości - przedziwnego  trójkąta miłosnego: Żydówki Sarah, niemieckiego majora SS Georga von Bergheima i Jacoba.
    Hitler pragnie odnaleźć "Astrologa", który ma go zaprowadzić do tajemniczego artefaktu jakim jest szmaragdowa tablica. Przedmiot ten jest magiczny, dający niestworzona siłę, ale czym naprawdę jest i jaka jest jego moc - tego nie wiedzą nawet jego strażnicy. Do tego zadania zostaje wyznaczony Georg (ukazany jako "dobry nazista"), który trafia na ślad obrazu w domu Bauerów. Postanawia zdobyć obraz, nie zdając sobie sprawy jak wielka cenę będzie musiał zapłacić. Rodzące się uczucie między Żydówką, a Niemcem staje się powodem wielu tragicznych i dramatycznych wydarzeń. Zarówno major SS jak i zwykły chłopak, walczący w ruchu oporu - pragną miłości Sarah. Kobieta zdaje sobie sprawę z jakimi namiętnościami i niebezpieczeństwami musi walczyć. Bycie strażnikiem obrazu w czasach wojny i holocaustu zdaje się być niemożliwym zadaniem, wymagającym ogromnego heroizmu i siły. Co stanie się z obrazem? Czy Georg i Sarah ukryją swoją zakazaną miłość?

    Tak naprawdę zaciekawiła mnie historia Sarah i Georga, to dla nich przewracałam kolejne strony, przebiegając szybko nudne rozdziały z Aną. Niestety autorka nie zadbała o główną bohaterkę - jest irytująca już od pierwszego zdania, jej ciągłe wahanie komu zaufać, u kogo szukać pocieszenia jest bardzo męczące i naiwne. Ana uwielbia rozczulać się nad sobą, często popadając w skrajne emocje (jak ma problem to najczęściej wybiera sen). Historia kopciuszka też jakoś nie urzeka, a przyjaźń z homoseksualistą - Teo kipi od stereotypów znanych z amerykańskich filmów. Autorka trzyma Anę i Alaina na dystans - moim zdaniem niepotrzebnie, podkreślając tylko nieudolność bohaterki, jej brak zdecydowania i infantylność. Postać męska jest już bardziej ciekawsza, nie brakuje jej polotu, inteligencji i wrażliwości. Gdyby nie Alain to jego towarzyszka zrezygnowała by z poszukiwań, pogrążając się w depresji. Szkoda, że Ana nie jest chociaż w połowie taka jak Sarah, która ulega uczuciom i walczy, podejmując ryzykowne decyzje. 
Miłość pomiędzy wrogami, w czasach II wojny światowej jest naprawdę namiętna, niebezpieczna, prawdziwa - natomiast współczesny związek Any i Konrada opiera się na pociągu fizycznym, materialnym, wypada dość blado, by całkowicie wygasnąć. Rodzące się uczucie pomiędzy Aną i Alainem też jest tylko zarysowane, nieśmiało przebłyskujące pomiędzy dialogami czy gestami bohaterów. 

W ostatecznym rachunku powieść "Szmaragdowa tablica" to dobry zalążek na powieść epicką, pełną ciekawych, ludzkich historii i dramatów. Być może autorka zbyt mocno skupiła się na samym poszukiwaniu "Astrologa", zapominając o rysach swoich bohaterów, utrudniając czytelnikowi sympatyzowanie z postaciami.

Znalazłam jednak kilka cytatów, które trafiły do mojego serca. A oto jedne z nich, oczywiście o książkach: 

"Jestem przekonana, że książki mówią i oddychają, a im są starsze i dłużej leżały wystawione na miłość czasu, łatwiej można dostrzec ich życiowe stałe." (s. 288)

wtorek, 18 lutego 2014

Na smutki - "Błękitny zamek"

       Zachęcona przez koleżankę przeczytałam (nareszcie!) "Błękitny zamek" L. M. Montgomery. W kilku słowach: książka optymistyczna, taki promyk radości w zimowy dzień, rozpędzająca wszelkie chmury, zmęczenie i zły nastrój. 
       
Czy pozycja dla pensjonarek? Zależy jak na nią spojrzeć - ja odebrałam ją z przymrużeniem oka, bez szufladkowania i narzucania jej konwencji bajki o kopciuszku. Główna bohaterka - Joanna jest starą panną (hmm- nawet nie skończyła 30 a rodzina już pogodziła się z jej staropanieństwem, no ale takie czasy i obyczaje). Każdy jej dzień jest identyczny, całkowicie podporządkowany matce i ciotce, z którymi dzieli swój przygnębiający żywot. Cicha, posłuszna, zawsze przejmująca się tym co inni powiedzą - słowem samotna i zniewolona przez strach, rutynę i rodzinne konwenanse. Czytelnik jednak widzi w Joannie osobę ciepłą, ironicznie patrzącą na świat, inteligentną. Swoje opinie i trafne spostrzeżenia zachowuje dla siebie, bojąc się wyrazić własne zdanie. Jest typem Ani z Zielonego Wzgórza - marzycielka, uciekająca od szarej rzeczywistości w świat wyobraźni, do królestwa "błękitnego zamku". Wszystko zmienia się gdy Joanna dowiaduje się, że jest śmiertelnie chora i pozostaje jej niewiele czasu. Kobieta postanawia zerwać z wizerunkiem potulnej i bezbarwnej panienki i zaczyna być po prostu sobą. Diametralne zmiany poruszą nie tylko snobistyczną rodzinę ale i mieszkańców... Przełomową decyzją w jej życiu okaże się podjęcie pracy jako służącej i opuszczenie domu rodzinnego. A wszystko potoczy się już szybko i jakże barwnie...!

Powieść "Błękitny zamek"  to wzruszająca historia o człowieku, byciu sobą i poszukiwaniu szczęścia. Tak naprawdę to wiele zależy od nas - musimy tylko zrobić pierwszy krok, przełamać się aby być po prostu sobą, żyć w zgodzie z własnymi emocjami. 
Na duży plus zasługują zabawne kreacje rodziny Joanny - jej matki, wujków i ciotek. Sama Joanna dojrzewa do własnych decyzji i uczuć, których nie musi w końcu ukrywać. I nawet jeśli zarzucimy autorce tendencyjność, idealizację bohaterów czy zbyt uproszczone schematy motywacji postaci to jednak ta powieść niesie duże pokłady optymizmu, nadziei i poczucia, że życie to doliny i wzgórza. Jak pokazuje Joanna nie można się poddawać, załamywać trudnościami ale czerpać z nich dobre strony, motywację do bycia lepszym człowiekiem. 
Polecam! Gdy Ci smutno, gdy źle sięgnij koniecznie po "Błękitny zamek" L. M. Montgomery.

niedziela, 16 lutego 2014

Polski smak lat 20. i 30. w kulturze

Sławomir Koper pisze bardzo porywające książki - nawet dla powściągliwych amatorów i dyletantów historii, są one kopalnią interesujących faktów. Taką też książką okazały się być - "Gwiazdy Drugiej Rzeczypospolitej". Pigułka wiedzy o pierwszych krokach Polaków w dziedzinie filmu, który wypromował wiele gwiazd na miarę amerykańskiego kina. Autor przypomina nam o teatrze i kabarecie, który świetnie rozwijał się w latach międzywojennych. Gdyby nie wybuch wojny, polska kultura mogłaby rozwinąć skrzydła na scenach europejskich (może nawet światowych...). Niestety wiele z opisywanych filmów nie przetrwało do naszych czasów i znamy je tylko z ówczesnych recenzji czy wspomnień. 
Dzięki tej książce poznajemy losy prawdziwych gwiazd kina, teatru i estrady. Nawet nie chcę ich porównywać do dzisiejszych "celebrytów", bo kunszt i charakter tych postaci wychodzi poza współczesne wyznaczniki "talentu". 

Ta książka to niezwykłe kompendium wiedzy dla starszych i młodszych. Autor przytacza wypowiedzi, fragmenty wywiadów, recenzji czy wspomnień dotyczących polskich amantów kina - choćby Eugeniusza Bodo czy Aleksandra Żabczyńskiego. Nie brakuje także opowieści o kobietach  - poznajemy koleje życia Jadwigi Smosarskiej, Lody Halamy czy Toli Mankiewiczówny. Oprócz największych gwiazd polskiej sceny pojawiają się sylwetki już zapomnianych artystów: np. Antoniego Fertnera. Pan Koper przedstawia czytelnikom życiorysy barwne, ociekające anegdotami, opowiastkami i wspomnieniami. Z tych historii wyłaniają się piękne lata 20. i 30. XX wieku, bogate, w których polska kinematografia przyciągała rzesze Polaków,  przychodzących do kin i teatrów podziwiać swoich ukochanych aktorów i artystów. Mogłoby się wydawać, że życie ówczesnych gwiazd było sielankowe, bogate i kolorowe - jednak przewrotny los i czasy okrutnej wojny potrafiły zniszczyć wszystko : sławę, popularność, bogactwo i talent. Polskie gwiazdy musiały walczyć z własnymi uzależnieniami a nawet i nadmierną popularnością. Każda z opisywanych postaci oprócz nieprzeciętnego talentu, uroku i sławy - była człowiekiem, poszukującym miłości, szczęścia i spełnienia.

Warto przypomnieć sobie kilka piosenek z tamtych czasów aby poczuć ten niepowtarzalny klimat ...
Aleksander Żabczyński - Już nie zapomnisz mnie


Eugeniusz Bodo - Umówiłem się z nią na dziewiątą

Fot. Eugeniusz Bodo (źródło - http://pl.wikipedia.org/wiki/Eugeniusz_Bodo)

Fot. Zula Pogorzelska (źródło: http://encyklopedia.interia.pl/haslo?hid=95847)

Fot. Antoni Fertner (Źródło: http://kinoprzedwojenne.blogspot.com/2012/10/antoni-fertner_12.html)



czwartek, 13 lutego 2014

Perwersyjnie o miłości w 29 opowiadaniach



     Widząc okładkę książki "Wada wymowy"  Agaty Porczyńskiej nakreśliłam sobie tendencyjny zbiorek opowiadań o nostalgicznej miłości. Nie czytałam wcześniej recenzji, więc dość niewinnie i nonszalancko zabrałam się do czytania. Już pierwsze opowiadanie postawiło mnie na nogi i odebrało wszelkie poprzednie złudzenia. Ostro! Z pazurem! Każde opowiadanie traktuje o miłości, autorka nie boi się słów, wulgaryzmów i języka, którego używa współczesna młodzież. Można zauważyć, że o uczuciach  i zakochaniu mówi się drastycznie, czasami groteskowo ale z różnych punktów widzenia. Styl przypomina mi trochę Masłowską. Bohaterowie opowiadań dosłownie cierpią na tytułową wadę wymowy - nie potrafią mówić o miłości, swoich emocjach, ukrywają się za maskami - są dość kontrowersyjni, czasami ukazani w krzywym zwierciadle,ironicznie czy groteskowo. 
       Jak można ocenić ten debiut? Na pewno nie można do tej pozycji podchodzić zbyt poważnie, ale z lekkim dystansem. Jest to literatura dla mniejszego grona odbiorców, którzy znajdą w niej zabawne stylizacje czy językową groteskę i "szyderę". Żonglowanie konwencjami, różnymi postaciami i istotnymi, polskimi problemami to właśnie wyznacznik tej prozy. Sama autorka już przez okładkę drwi, mruga do nas okiem, chce nas wciągnąć w ten dziwaczny potok, bezpruderyjnych, emocjonalnych i szokujących słów. Kilka opowiadań przypadło mi do gustu, inne wywołały śmiech, oburzenie - krótko mówiąc nie były mi obojętne, zawsze budziły emocje - często skrajne. 
  
    Po tej lekturze zastanawiałam się jak można opisać miłość, zakochanych odchodząc od stereotypowych konwencji, romansowych ujęć czy właśnie takich perwersyjnych, krzykliwych opisów... Przyszła mi na myśl poezja lub powieści hiszpańskie, portugalskie, w których namiętność zostaje opisana dość barwnym językiem, kipiącym, bardzo sugestywnym. Może tego polskim pisarzom brakuje? Temperamentu, poetyckości, prawdziwej namiętności. 
Wiele ludzi ma jednak problem mówienia o uczuciach, ich wyrażania, nazywania. Bo czym jest miłość? Jak ją zdefiniować, wyrazić... czasami brakuje słów...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Smak poezji (1): Tomasz Jastrun

Odrobinę poezji wieczorową porą:)

Tomasz Jastrun

Tak odchodzi młodość...

Już kończą się truskawki
i nagle
w barwie tęczówki
odfruwa wyraz skupienia
kiedy oddzielamy zielone szypułki
od słodkiego mięsa owocu
tak szybko kończą się truskawki
chwilo
kołysz się kołysz na wietrze

(wiersz z tomu  "Tylko czułość idzie do nieba", Warszawa 2003)