wtorek, 28 sierpnia 2012

Kobiece oblicze wojny


Czy żołnierzem może być tylko mężczyzna? Czym zajmowały się kobiety podczas wojny? Dlaczego tak mało o nich wiemy?
Na te pytania próbuje odpowiedzieć Łukasz Modelski w książce „Dziewczyny wojenne”. O dziwo to nie kobieta – ale mężczyzna podjął się spisania prawdziwych kobiecych historii. Portrety opisywane kobiet są diametralnie różne. Są to zwykłe gospodynie domowe, mężatki, ale nie brakuje wśród nich  postaw bohaterskich, prawdziwych wojowniczek. Bo właśnie tak przedstawia Modelski kobiety – jako amazonki wojny. Często na drugim planie, nieobecne na kartach historii, są symbolem żeńskiej siły ducha. Jedenaście opowieści stanowi pewien rodzaj dokumentu potwierdzającego ogromne zaangażowanie kobiecych sił w czasie II wojny światowej.  Czarno-białe fotografie jeszcze bardziej utwierdzają nas w realizmie tych historii. Zdjęcia ukazują nie tylko wojenną rzeczywistość, ale pokazują młodych ludzi, pełnych marzeń i planów na przyszłość. Tak bardzo podobne do nas, ale ukształtowane w ekstremalnych warunkach…
Młode, piękne, wykształcone i dojrzewające dziewczyny musiały zrezygnować z wielu rzeczy, podejmując ogromne ryzyko walki, partyzantki, sprzeciwu wobec okupanta. A ich największą bronią czasami okazywała się uroda, instynkt czy po prostu szczęście.  Ich historie są niezwykłe, ale czy tak bardzo różnią się od bohaterskich opowieści mężczyzn? Dlaczego więc zapomina się o kobiecej historii, o polskich wojowniczkach? Łukasz Modelski przedstawia sylwetki swoich postaci z różnych stron. Wiele tych bohaterek już nie żyje, ale dzięki historykowi mogą znowu opowiedzieć swoje wojenne życie każdemu z nas.   

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Poezja w sutannie


     Poezja religijna ma przede wszystkim oblicze Ks. Jana Twardowskiego. Lecz kim był naprawdę ten człowiek? Księdzem? Poetą? A może niezwykle tajemniczą osobą?
Magdalena Grzebałkowska podejmuje trudny temat – spisania biografii Twardowskiego. „Ksiądz Paradoks” to dociekliwe poszukiwanie odpowiedzi na wiele pytań, czasami nie mających jednoznacznych odpowiedzi.
Autorka skrupulatnie śledzi życie Jana Twardowskiego, który już od najmłodszych lat przejawiał talent literacki. Z biografii wyłania się obraz człowieka nieśmiałego, szukającego spokoju, ceniącego przyrodę i literaturę. Pomimo sławy, uważał się bardziej za księdza niż za poetę. Lubił towarzystwo kobiet, ale w tym znaczeniu bardziej intelektualnym i duchowym. Jan Twardowski stał się ikoną pewnego typu poezji – tej prostej, szczerej, która przesycona jest Bogiem i dziecięcym zachwytem. Grzebałkowska podkreśla jednak, że ostatnie lata życia księdza i jego śmierć stały się tłem dla walki o prawa autorskie jego spadkobierczyni.
Twórczyni biografii podjęła się nie lada wyzwania – większość znajomych, przyjaciół Twardowskiego niechętnie opowiadało o poecie. Autorka spotykała się raczej z wrogością, nieufnością, pewną sferą tabu.. „Ksiądz Paradoks” jest  jednak bardzo ciekawym przekrojem przez życie Twardowskiego – literacki i prywatne, jak i pewnym wycinkiem historii naszego kraju.
Książka została wzbogacona o wiele ilustracji, zdjęć, dokumentów, listów. Oglądamy mieszkanie Twardowskiego, pełne kolorowych „rupieci”, pluszowych biedronek i barwnych figurek.
Za wierszami ukrywał się ksiądz kochający poezję, stroniący od popularności, dziennikarzy, skryty i wyjątkowo skromny. Był po prostu człowiekiem – miewał chwile załamania, chorował, ale ciągle myślał o innych. Teraz jego poezja jest pamiętana w urywkach, kilku wersach o pośpiesznym kochaniu ludzi, którzy odchodzą. A chyba nie o to w tym wszystkim chodziło … Może o pewne spotkanie z Bogiem, człowiekiem – bo od słów się wszystko zaczyna.


Bóg czyta
„Bóg czyta wiersze na śmierć zapomniane
od razu ważne nie prosząc nikogo
jak bocian co wpadł na pomysł by pozostać sobą
tak bliskie że nie drukowane
takie co nie chciały podobać się sobie
jak dziób co miał zapiać lecz schował się w rowie
nie miały szczęścia ni siły przebicia
umiały tylko kochać uciekając z życia
niemodne jak Kopciuszek z poluchem w popiele
to co nowe najszybciej się zawsze starzeje
niewystrojone jak praszczur od święta
tak zapomniane, że Pan Bóg pamięta”

 Źródło: http://www.wpk.p.lodz.pl/~sebekmez/t/text0051.html

piątek, 10 sierpnia 2012

Rezolutna Matylda


Są takie książki, które czyta się bez względu na wiek. Napisane z humorem, pełne rozbrajającej prostoty i mądrości, a zarazem inteligentne i błyskotliwe. Taka jest właśnie "Matylda" Roalda Dahla. Powieść została również zekranizowana (reżyseria: Danny DeVito) – myślę, że nawet dość oryginalnie.

Kreacja głównej bohaterki jest naprawdę wyjątkowa - utalentowana, genialna, sympatyczna, a jednocześnie niezwykle empatyczna i dojrzała. Nie jeden dorosły mógłby uczuć się od tej małej bohaterki.
Matylda to mól książkowy, ale wychowany przez rodzinę typowych pasożytów i krętaczy. Ojciec pracuje w komisie samochodowym, a matka spędza całe dnie grając w loterie. Teoretycznie żadne z nich nie powinno zostać rodzicem, lecz praktycznie wychowują, a raczej "hodują" dwójkę dzieci. Matylda nie cierpi swojej rodziny, całe dnie spędza w bibliotece, czytając książki. W szkole natomiast toczy walkę z okropną dyrektorką, która znęca się fizycznie i psychicznie nad swoimi wychowankami. Dziewczynka zaprzyjaźnia się ze swoją nauczycielką – panią Miodek (cóż za sugestywne nazwisko) i pomaga jej uporać się z przeszłością.
Warto zwrócić także uwagę na zabawne ilustracje Quentina Blake, które parodiują samych bohaterów jak i świat wykreowany przez pisarza. Matylda urzekła mnie już od pierwszych stron - ciepła i pogodna historia o dziecku, które dzięki książkom odkrywa piękniejszą stronę życia i inny świat. Książka Roalda Dahla to inteligentna baśń z morałem, zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Czasami warto dobrze się rozejrzeć aby zauważyć taką „Matyldę” –małą dziewczynkę z książką w rękach. Być może widok coraz rzadszy, więc nie bądźmy obojętni na czytelnicze zainteresowania naszych milusińskich. Nie bądźmy tacy jak rodzice powieściowej Matyldy – którzy swój wolny czas trwonili przed telewizorem, oglądając sieczkę telenowel, seriali i innych telewizyjnych „mózgozjadaczy”.
Promujmy czytanie wśród najmłodszych!

niedziela, 5 sierpnia 2012

Obraz wsi z lat dziecinnych

     Myśląc o wsi, widzę zieleń lasu, babciny ogródek pełen kwiatów, warzyw i ogromny sad. W moich wspomnieniach wieś zajmuje szczególne miejsce, ponieważ to był mój mały świat, mikrokosmos dziecięcych lat. Pięknym powrotem do tego klimatu była książka Kazimierza Orłosia - "Dom pod Lutnią".

 Dawno nie spotkałam się z książką, która odda uczucia i emocje dobrze mi znane, kojarzące się z domem wśród łąk i lasów. Pomimo, że autor umiejscawia swoją powieść w czasach powojennych, na Mazurach, w pewien sposób odnajduję w niej swój mały świat.
Głównymi bohaterami historii są wnuczek - Tomek i jego dziadek Bronowicz. Chłopiec zostaje pozostawiony pod opieką mężczyzny z powodów grożącego mu niebezpieczeństwa. Jego ojciec zostaje aresztowany, a matka śledzona przez służby bezpieczeństwa. Czasy powojenne, komunizm, walka z obywatelami stają się tłem opowieści. Narrator nakreśla świat przedstawiony z perspektywy dziecka, który doświadcza uroków wsi, niezależności i swobody. Poznajemy też historię Bronowicza, który pozostawił rodzinę w Warszawie i osiedlił się na wsi - w Lipowie. Odnajduje tu prawdziwą miłość, spokój i spełnienie. Pomimo wielu problemów z ówczesną władzą stara się żyć według własnych moralnych zasad. Natomiast Tomek oswaja się z nową rzeczywistością, poznaje wiejskie zwyczaje i zwierzęta: konia Benedykta, wiernego psa Kajtka i wilczura Atamana. Losy mieszkańców domu pod Lutnią zostają ukazane w poszczególnych porach roku: tak jakby one dyktowały o życiu na wsi, jej klimacie i tajemniczej nostalgii. Kazimierz Orłoś opisuje szczerze, słowami oddaje uczucia, niewiarygodnie prawdziwie krajobrazy, które wywołują dreszcze i wzruszenie. Wystarczy zamknąć oczy aby wraz z Tomkiem wyruszyć nad rzekę, pozbierać do kobiałki aromatyczne poziomki, a w zimie przebrnąć przez ogromne zaspy. Wieś jednak nie jest odseparowana od problemów politycznych, komunistycznych utarczek, ducha wojennej historii. Zaskakujące zakończenie mówi czytelnikowi o ulotności świata, chwil i wyborach ludzkich, które najczęściej podyktowane są niezrozumieniem, żalem czy zawiścią. 
Warto zanurzyć się w historii Orłosia, który zabiera czytelników w przeszłość, w świat beztroskiego, wiejskiego dzieciństwa.

czwartek, 2 sierpnia 2012

"Odmóżdżacze" - czyli wampirzyska w roli głównej

  Wakacyjna atmosfera i upały sprawiły, że moje szare komórki zapragnęły odprężającej lektury. Zaserwowałam sobie typowe „odmóżdżacze”, po których nie spodziewałam się aż takiej dawki humoru. Autorzy chyba też nie…
„Kocioł wampirowy”– tak chyba można nazwać książki, które niechcący przeczytałam:


 1.  Naznaczona” i  Zdradzona” – obie książki z cyklu „Dom nocy”, których autorkami są :K. Cast oraz P. C. Cast (rodzinny duet). Czytadło dla nastolatek, fanów wampirów, wróżek i świata nadprzyrodzonych. Fabuła prosta, bohaterowie dość irytujący i przewidywalni. Tytułowy Dom Nocy to szkoła dla adeptów, którzy w przyszłości mają stać się prawdziwymi wampirami. Główna bohaterka – Zoey jest dość naiwna, a jej postać ma zmienić świat wampirów i stworzyć piękną i baśniową historię. Po drodze ginie kilka jej przyjaciół, ale przecież ona ma zbawić stadko wampirów i stać się wielką kapłanką. Nadmuchane, ale zabawne – czytałam z uśmiechem na ustach. O dziwo, fabułę się połyka, a nawet pochłania w całości.

 
2. „Ever” Alyson Noël. Autorka próbuje uniknąć postaci wampira, ale czy nieśmiertelny to nie inaczej wampirzysko. Książka aż nazbyt przypomina „Zmierzch”, jest tak nasycona prostotą, że chyba bardziej nie można. Główna bohaterka traci rodzinę w wypadku, a w zamian los obdarza ją niezwykłym darem. Podobnie jak Sookie Stackhouse czyta w myślach. Idąc tym tropem przyciąga do siebie dziwadła, nieśmiertelnych i inne dziwne istoty. Niech żyją inspiracje, bo o wampirach chyba nic nie można już nowego napisać…







3. Po totalnym odmóżdżaniu sięgnęłam po najnowszą część przygód Alexi – „Bezwzględną” Gail Carriger. Klimat, sarkazm i nietypowa postać nonszalanckiego wampira Lorda Akeldamy były czytelniczym antidotum. Może nie powinnam umieszczać tej książki w tym zestawieniu, ale Carriger również wykorzystuje motyw wampira. Trzeba jednak dodać, że bawi się tą postacią, buduje jej portret na humorystycznej grotesce. „Bezwzględna” to po prostu urocza podróż w świat dziwactw, ale ukazanych z dystansu, bez zbędnego bagażu emocjonalnego.


Po tych lekturach (pozycja 1 i 2) wyłania się obraz autora-kalki, który niczym mikser miesza wszystko, co przeczytał lub napisał ktoś inny. Do tych odmóżdżaczy dołączyłabym jeszcze kilka sezonów „Czystej krwi”, które obejrzałam nachalnie, z dużym uszczerbkiem na zdrowiu (bo jak się to ciągle śni to znaczy, że coś jest nie tak).