niedziela, 15 kwietnia 2012

Bond w falbankach i koronkach, czyli parasolka kotratakuje

  Bond to bohater idealny, przystojny, szarmancki, silny i sprytny. Wrogowie się zmieniają (chociaż prezentują sobą ciągle ten sam typ naiwnych złoczyńców z nadętym ego), kobiety są wymieniane czy porzucane podobnie jak niesamowita broń Bonda i jego samochody. Wszystko to tło, dodatki do samej postaci "herosa" rodem z mitów, czy raczej baśni, w których to dobro zawsze zwycięża.

Zmierzam do krótkiego porównania kolejnej części przygód Alexi (już Maccon) do perypetii agenta 007. Gail Carriger w "Bezzmiennej" serwuje nam kobiecą wersję Bonda na miarę czasów wiktoriańskich. Alexia to Klątwołamaczka, a prościej mówiąc istota pozbawiona duszy. Jako żona wilkołaka i agentka samej królowej Wiktorii znowu popada w aferę dotyczącą plagi zmieniającej wilkołaki i wampiry w śmiertelnych. Kobieta wyrusza wraz z przyjaciółką, natrętną siostrą i tajemniczą madame Lefoux w podróż w celu rozwikłania tej zagadki. A przyczyna zamieszania i całe zło znowu będzie bardzo blisko samej bohaterki.
Alexia to zajadła, kąśliwa dama, która świetnie radzi sobie zarówno z włochatym mężem, jak i z intrygami. Tym razem uposażona w super niebezpieczną parasolkę (nafaszerowaną śmiercionośnymi ustrojstwami) oraz własny urok wyrusza sterowcem w nieznane. W powieści roi się od technologicznych hybryd oraz niezwykłych wynalazków. Jak w "Bezdusznej" ogromną ekstrawagancją wyróżniał się lord Akeldama, tak w drugiej części ten zaszczyt przypada madame Lefoux. Buntowniczka, chłopczyca, a także ekspert od wynalazków jest najbardziej tajemniczą postacią, której prawdziwe oblicze poznajemy na końcu lektury.
I chociaż Alexia pozostaje wierna jednemu mężczyźnie (czego nie można powiedzieć o Bondzie i jego kobietach)  to jej postać tak bardzo przypomina wojownika, bohatera krzyżującego wszelkie plany Zła. Może sceneria inna, kostiumy bogatsze i okazalsze, a istoty trochę bardziej niezwykłe to śmiem sądzić, że idea historii podobna. Taki babski Bond w koronkowych sukniach i kapeluszach jakoś bardziej przemawia do mnie, jako do czytelnika (czytelniczki:).
Miłosny wątek w pierwszej części uwierał mnie i zniechęcał, natomiast w "Bezzmiennej" skupiłam się na komicznych podchodach Ivy i Tunstella, których namiętność pretenduje do współczesnych polskich komedii. Szkoda, że wątek z siostrą Alexi nie został bardziej rozwinięty, bo miałam nadzieję, że Felicity spokornieje, ulegnie jakiejś metamorfozie. Niestety autorka przewidziała dla niej jednoznaczną rolę - osoby uprzykrzającej wszystkim życie.
Gorąco polecam "Bezzmienną", bo zakończenie powieści wzmaga apetyt na kolejną część: "Bezgrzeszną"

piątek, 13 kwietnia 2012

Jak czytałam "Grę o tron"

 Czytanie z przerwami, przedłużające się cały miesiąc nie jest wskazane. Niestety moja przygoda z pierwszym tomem cyklu Pieśń Lodu i Ognia G.R.R. Martina trwała bardzo długo, co spowodowało nie tylko dezorientację w obszernej fabule, ale i przesycenie. Dzisiaj trochę o samych wrażeniach, bo historia jest większości znana (jak ktoś nie zna - to zachęcam koniecznie do przeczytania lub obejrzenia serialu). Streszczanie tej powieści fantasy to profanacja, lepiej aby to sam czytelnik poznał niezwykły świat Westeros. 

Rozpiętość powieści może przerażać, a przebrnięcie przez gąszcz nazwisk, powiązań i mnożących się wątków wymaga skupienia. Jeżeli chcecie się odprężyć to poszukajcie innej książki, bo ta oczekuje od nas całkowitego poświęcenia czasu  i zatracenia się w lekturze. 
Gra o tron to powieść, która zawładnęła moim sercem i wyobraźnią. Różnorodność osobowości, charakterów to fundament tej sagi, chociaż autor nie pozwala się nam do nich zbytnio przyzwyczaić. 
Na uwagę zasługują główne motywy tworzące zarys fabularny - wszystkie są oparte na ludzkich namiętnościach i ich kontrastach. Dla Neda najważniejszy będzie honor i rodzina, a dla królowej  Cersei  władza i zemsta. 
Autor buduje też swój fantastyczny świat na opozycji cywilzacja  - dzicy. "Cywilizacja" to lordowie, królowie, przywódcy, rodziny możnowładców, którzy wyparli wszelką magię i legendy poza Mur strzeżony przez Nocną Straż. Dzicy, czyli plemię Dothraków i ludzie Wschodu żyją zgodnie z pradawnymi obyczajami i wierzeniami. To właśnie tutaj Daenerys odkrywa swoje prawdziwe powołanie i dojrzewa do roli  Khaleesi. 
 Obok postaci ludzkich występują też zwierzęta. Wilkory są jakby strażnikami rodu Starków, a kruki pełnią rolę gołębi pocztowych. Intryguje nas też tajemnica tego, co jest poza Murem - czy to mroczne, kipiące moce pradawnych bogów czy raczej groźba nadchodzących zmian w ludzkim świecie. 
Pomimo, że bohaterowie ulegają typowym żądzom to ich działania są nieprzewidywalne, wywołujące lawinę kolejnych zdarzeń. I tak koło historii ciągle się kręci. 
Świat powieści Martina wydaje się dość ogromny, skomplikowany, powiększający się w perspektywie głównych bohaterów. Wszystko tworzy niezwykle spójną, logiczną i przemyślaną cząstkę tego, co ma poznać czytelnik. Pierwszy tom sagi to tylko przedsmak kolejnych części, to taka minipigułka wiedzy o bohaterach i przestrzeni powieści. 
Komu polecam "Grę o tron" ? Przede wszystkim osobom dysponującym wolnym czasem, stroniących od sentymentalizmu i jednowątkowości. Myślę, że fani Sapkowskiego nie byliby rozczarowani tą pozycją.
A minusy - tym razem pozostają wyłącznie po stronie czytelniczki (czyli mnie);P

czwartek, 12 kwietnia 2012

Autobiograficzne refleksje

Są takie ludzkie historie, które stanowią szkielet fabularny książek. Autobiograficzne utwory to zmierzenie się autora z samym sobą, swoim życiem, biegiem czasu. Niektórzy otwierają się prawie "całkowicie" (jeżeli wogóle możemy opisać  życie, odkrywając wszelkie tajemnice przed czytelnikiem), jednak zawsze pozostaje ta literacka nutka "fikcji", przed którą nie da się uciec.
Zofia Chądzyńska w swojej książce "Nie wszystko o moim życiu" opisała tylko część własnej osobowości, budując swoją autobiografię na różnych anegdotach. Autorka wspomina dzieciństwo i młodość w Polsce, okupację, a także los emigranta. Jej podróże do Francji czy Argentyny przeplatają się z ciągłymi powrotami do Polski, do rodziny. Na emigracji kształtował się pisarski  warsztat oraz pomysł pierwszej książki - "Ślepi bez lasek". Przygoda z pisaniem rozwijała się wraz z tłumaczeniem książek Cortazara, Borgesa czy "popełnieniu" kilku utworów dla dzieci.

"Najważniejszą cechą pisarza jest wytrwałość; pisząc jedną do dwóch stron dziennie, napisałem ksiażkę, "prawdziwą książkę""(Z. Chądzyńska, Nie wszystko o moim życiu, s. 98)

W życiu Chądzyńskiej liczyli się mężczyźni, pisarze (Gombrowicz, Cortazar, Reverzy) oraz ukochany pies - Drab. Autorka w wieku 85 lat nie dokonuje striptizu, nie demaskuje znanych ludzi, ale snuje opowieść. Elegancko, bez emfazy i ciekawie wprowadza czytelnika w swoją duszę, zachowując jednocześnie pewną intymność. Takie autobiograficzne refleksje, często oderwane od fabuły, kontekstu zarysowują portret kobiety silnej, walczącej o swoje życie i przyszłość. Zofia Chądzyńska to nie awanturnica, ale prawdziwa buntowniczka, której nie była nawet obca praca w argentyńskiej pralni...  Nie doświadczymy przesycenia historią, ale wręcz niedosytu, ponieważ autorka nie próbuje scalić swojego świata, ale go częściowo uchwycić na papierze.

Tłumacz często pozostaje w cieniu pisarza, a przecież gdyby nie jego ogromna praca większość ze znanych nam pisarzy pozostałaby dla nas niedostępna. Pamiętajmy o tym czytając dzieła np. Cortazara.
O życiu Zofii Chądzyńskiej można przeczytać tutaj.