Wampiry już się Wam znudziły i słysząc o kolejnej powieści z ich udziałem popadacie w złość? A wilkołaki kojarzą się tylko z nieco większymi pieskami? No to czas na przewrotną książkę Gail Carriger- Bezduszna. Jest to pierwsza część cyklu, którego główną bohaterką jest panna Alexia Tarabotti. Jest ona osią fabuły i tak naprawdę cała akcja toczy się wokół jej skromnej, ale jak zajadłej osóbki.
Alexia jest uważana za zdziwaczałą, nieco ekscentryczną starą pannę, ale nikt nie zna jej prawdziwego sekretu. Nie jest zwykłą kobietą, oprócz sarkazmu, uporu i zaciętości, nie ma duszy. Staje się więc ważnym pionkiem w świecie wampirów i wilkołaków. Panna Alexia to staromodna wojowniczka, więc nic dziwnego, że sprowokowana przez nieobytego wampira, zabija go... parasolką. Dodajmy, że jest to główny atrybut tej postaci, z którym się nie rozstaje. Akcja całej powieści toczy się w Anglii, w czasach wiktoriańskich. I tutaj tkwi perła całej książki. Detale kostiumów, ówczesna moda, etykieta, połączone z niebanalnością fantastyki dają wspaniały efekt. Można zakochać się od pierwszej strony. No i oczywiście te wytworne, koronkowe parasolki...
Wampiry prezentowane przez kilka postaci (pomijając mięso armatnie, którego często pełnią rolę) są schematyczne, ale z jednym wyjątkiem. Lord Akeldama to dandys w najczystszej postaci. Wytworny jak paw, intrygujący, otoczony męskim towarzystwem (tak, jest innej orientacji) to barwna kreacja, która zasługuje na wyróżnienie. W dialogach między Alexią, a lordem nie brakuje sarkazmu, ale i dworskości. Akeldama przez stosowanie przesadnej słodyczy i zdrobnień staje się groteską wampira. A co z wilkołakami? Całe ich tabuny przewijają się (a raczej przebiegają) przez ulice miasta. Mamy tu przywódcę, samca dominującego, którym jest lord Maccon. Jest on jedną z głównych postaci powieści, ponieważ staje się przyczyną sercowych zawirowań panny Bezdusznej. Oczywiście wszystko zaczyna się od przekomarzania, rywalizacji damsko - męskiej, czyli nic wyrafinowanego. Alexia wcale nie jest taka ułożona i niewinna, jak nam może się wydawać. Mylnie określiłam ją na początku lektury, jako przemądrzałą feministkę. Otóż panna Tarabotti ulega całkowicie instynktom, nie hamując się przed popędami. I właśnie ten wątek romansowy trochę mi zgrzytał podczas czytania. Najpierw udaje niedostępną, by po chwili rzucić się na lorda Maccona jak wygłodniała bestia. Jej rozmyślania o uczuciach, trochę irytują i przyprawiają o ból głowy. Chwilami myślałam, czy to ona nie jest jakimś babskim wcieleniem wilkołaka.
Wszystko jednak zostało przyprawione ostrym humorem, który niweluje pewne niedociągnięcia. Dobra powieść przygodowa, ukazująca bohaterów w krzywym zwierciadle. Pokuszę się o kolejne części, mając nadzieje, że wątek romansowy trochę ostygnie i nie zdominuje całego życia Alexi.
PS. Chyba pomyślę o kupnie parasolki :) Ale w obronie przeciwko paskudnej pogodzie.