Ten post będzie lekki i przyjemny, taki z serii "niedzielne banialuki". Lubię gotować i szperać po blogach kulinarnych, szukać fikuśnych przepisów. Fotografie są tak dopracowane, smakowite i kuszące, że od samego patrzenia gruczoły ślinowe pracują w zdwojonym tempie (zastanawia mnie dlaczego moje potrawy nie wyglądają tak pysznie jak na zdjęciach...). Często podczas krzątaniny kuchennej zerkam do książki. Z tej okazji chciałabym poruszyć dzisiaj temat kulinarno - książkowy.
Jako prawdziwy łasuch umilam sobie czytanie książki różnymi łakociami i herbacianymi napitkami. Wszystko zależy od tematyki lektury, są i takie przy których nie da się niczego przełknąć (tu : wstawcie Wasze ulubione książki), ponieważ same w sobie są najsłodszym ciasteczkiem w czekoladzie. Syndrom łasucha dopada mnie przy romansidłach, książkach humorystycznych czy typowych "czytadłach" dla przyjemności.
Jednak nie wyobrażam sobie czytania bez herbaty, mięty z miodem czy kawy. Lubię także podjadać między stronicami kawałki jabłka lub herbatniki. Prawdę mówiąc czekolada, ciasteczka znikają w zastraszającym tempie (nie polecam przy czytaniu 600 - stronicowej powieści), więc staram się jeść raczej owoce lub paluszki... A po co konsumować w czasie czytania? Moje teoria opiera się na prostym przesłaniu: głód nie oderwie Cię od książki i zaoszczędzisz cenny czas. Jedzenie przy czytaniu rządzi się ważną regułą - jedzmy tak, aby książka na tym nie ucierpiała (nie ma nic gorszego niż poplamione białe strony). Pozostaje tylko życzyć wszystkim łasuchom : smakowitej lektury !
PS. Coś na słodko, ale z perspektywy czytelniczej : mariamargaryna: Trudna sztuka pisania o niczym. Polecam na deser ^.^
Pozdrawiam wszystkie ciasteczkowe potwory:)
Ciekawy temat. Bardo lubię słodycze, niestety:) Dlatego też często przy czytaniu sięgam po jakieś ciasteczka, biszkopciki, cokolwiek. Muszą być małe, aby nie zajmowały rąk. Szczególnie dłuuuugie czytadła zachęcają do konsumowania. Pamiętam z dzieciństwa, że bardzo często jadłem podczas czytania cukierki toffee, tzw. mordoklejki. I tu się kłania Proust i jego magdalenka, bo też mam takie skojarzenia zmysłowe przypominające mi tamten czas. Nie robię tylko jednego, nie czytam przy obiedzie:) Często pożyczone kolegom książki wracały z menu obiadowym na swoich białych stronicach:)
OdpowiedzUsuńKawa - to najlepszy dla mnie kompan przy książce. Jej aromat zawsze umila każde słowo, staje się chwilą, którą można celebrować bez końca. Ale przegryzać przy czytaniu jakoś nie mam zwyczaju, i dobrze - mogłabym nie umieć się opamiętać:)
OdpowiedzUsuńAle czy mogłabym czytać Gombrowicza lub Witkacego bez lampki wina? Nie, nie mogłabym:)
Raczej nie podjadam podczas czytania - zwłaszcza ,że muszę zgubić parę kilogramów :)- ale oczywiście kawa musi być, czarna, bez cukru i bardzo gorąca :)
OdpowiedzUsuńNo oczywiście kawa! Jak mogłem zapomnieć. Zasugerowałem się jedzeniem i chyba ciasteczkowym potworem:) Wyłącznie czarna, ale z cukrem i gorąca.
OdpowiedzUsuńJeszcze coś mi się przypomniało. Haruki Murakami - jego bohaterowie bardzo często jedzą i sami przygotowują sobie posiłki, wszystko dokładnie opisane, aż się chce zrobić to samo i potowarzyszyć im:)
OdpowiedzUsuńKu mojej zgubie lubię przekąski, gdy przewracam stronice jakiejś powieści... Jak przystało na szczura, pożeram to i owo, oprócz, rzec jasna, książek:) A to ciasteczka, a to paluszki... Wszystko to jednak zostaje nie tylko w biodrach, ale też w duszy i w głowie mam nadzieję:):):)
OdpowiedzUsuńNigdy nie jem w trakcie czytania, boję się, że zniszczę sobie książkę przez nieuwagę. Poza tym jakoś w takiej sytuacji nie mam apetytu :)
OdpowiedzUsuńJa baaardzo lubię jeść w trakcie czytania, w sumie cokolwiek, byle słodkie i kaloryczne :) A jeszcze bardziej lubię kawę (bez mleka i bez cukru) i herbatę - tych płynów piję ponad 2 litry dziennie :)
OdpowiedzUsuńKochani, ciesze się, że taka dyskusja rozgorzała na temat kulinarny. Są zdania podzielone, jak i różne gusty czytelnicze:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkich bardzo gorąco :)
No tak kawa króluje obok książki ^.^