Szwedzka wioska była dla mnie
inspiracją do zabaw, do tej pory pamiętam budowanie tuneli w sianie. Któż nie
kocha Bullerbyn. To miłość dziecięca, szczera, ale i ponadczasowa. Donata
Dominik-Stawicka zainspirowana powieścią
Astrid Lindgren „Dzieci z Bullerbyn” pokusiła się o napisanie współczesnej,
polskiej wersji dziecięcego świata. „Dzieci z Lewkowca” (wyd. „Skrzat”) to lekka i
przyjemna lektura na wakacyjne dni, motywująca małego czytelnika do aktywnego
spędzania czasu, poruszająca tematy przyjaźni, pomocy drugiej osobie, miłości
do zwierząt. Autorka jest literaturoznawcą, napisała m.in. monografię o
Juliuszu Słowackim.
Bohaterowie książki tworzą zgraną
paczkę przyjaciół. Zosia, Bartek, Faustyna, Kacper, Wiktor i Tobiasz mieszkają
w Lewkowcu, niewielkiej wiosce w Wielkopolsce. Ich przygody śmieszą, ale i
niosą wiele uniwersalnych wartości, o których często się zapomina we współczesnym świecie.
Pewnego dnia chorą Zosię odwiedza ciocia.
Dziewczynka bardzo się nudzi, więc ciocia proponuje jej poczytać na głos. Zosia
nie lubi czytać, ale historia „Dzieci z Bullerbyn” podbija jej serce. Ciocia
proponuje więc, że napisze książkę o niezwykłych przygodach dziewczynki i jej przyjaciół. W Lewkowcu
wszystkie dzieci się znają, trzymają się razem, wspólnie spędzają czas i mają
zabawne pomysły. Łączy ich też wielka miłość do zwierząt. Dzieci z Lewkowca są
bardzo odpowiedzialne, opiekują się swoimi czworonogami. Historie, które
opisuje Donata Dominik-Stawicka zarażają optymizmem, są empatyczne, momentami
ściskające za serce.
Książka składa się z dwóch części
– pierwsza z nich obfituje w różne perypetie dziecięcych bohaterów i ich
rodzin, natomiast druga to swoisty dziennik podróży do szwedzkiego Bullerbyn. Dzieci
zafascynowane przygodami literackich bohaterów wybierają się wraz z rodzicami
do prawdziwego Bullerbyn aby zwiedzić świat znany z książki Lindgren. Dużym
atutem książki jest przystępny język skierowany do dziecka, krótkie historie
sprawiają, że można czytać „Dzieci z Lewkowca” fragmentami, chociaż sympatyczni
bohaterowie sprawiają, że książkę chciałoby się przeczytać na jednym oddechu. Książeczkę
wypełniają kolorowe ilustracje Agnieszki
Semaniszyn-Konat.
Wyobraźnia głównych bohaterów to podróż w świat dzieciństwa,
połączenie książek Hanny Ożogowskiej, Astrid Lindgren ze współczesną rzeczywistością
tabletów i Internetu. Książka ma też kilka minusów – moim zdaniem poruszony
temat adoptowania, posiadania zwierząt jest potraktowany trochę zbyt lekko,
owszem rodzice przestrzegają dzieci, że zwierzę to obowiązki, ale brakuje konkretnych
przykładów pokazujących jak bardzo kot czy pies jest od nas zależny, ile czasu
wymaga opieka. Rodzice bardzo szybko spełniają marzenia swoich pociech dotyczące
nowego zwierzaka, razi brak głębszych rozmów na ten temat, przygotowania dzieci
do nowych obowiązków. Momentami miałam wrażenie, że zwierzak to taki prezent, a
nie żywe stworzenie. Warto zaakcentować takie rzeczy, bo w niektórych dorosłych
wciąż pokutuje przekonanie, że zwierzęta to zabawki dla dzieci. Podobał mi się
wątek kiedy bohaterowie postanowili adoptować psa ze schroniska. Jeden z
chłopców Tobiaszek wzruszył się widokiem okaleczonego psiaka (którego pokochał
od pierwszego wejrzenia). Szybko jednak otarł łzy, bo jak mawiał jego tata „chłopaki
nie płaczą”. Dlaczego chłopcy nie mogą płakać? Co złego jest w szczerych łzach?
W powieści dla dzieci warto wystrzegać się takich stereotypów. Poza tym obraz
rodziców z powieści jest bardzo ciepły, może momentami zbyt idealny. Jednak pomimo tych drobnych potknięć Lewkowiec to miejsce
przyjazne, pełne śmiechu, zwariowanych pomysłów i dziecięcej fantazji.
„Dzieci z Lewkowca” to
zaproszenie do małej, polskiej wioski, gdzie życie płynie radośnie, co jednak
nie oznacza, że bohaterowie nie stykają się z problemami. Donata
Dominik-Stawicka pokazuje świat oczami dziecka, akcentując jak wielką moc ma
wyobraźnia i jak książkowi bohaterowie potrafią ją rozwijać. Myślę, że ta
książka, to jedna z propozycji na rozpoczęcie przygody z czytaniem. Mądra i
pełna empatii lektura wakacyjna!
Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu SKRZAT
Szkoda, że temat adoptowania zwierząt został zbyt lekko potraktowany. Mojej kuzynki córka dostała na komunię pieska. Tak bardzo go chciała, miała się nim zajmować, ale niestety dbała o niego tylko na początku kupując ubranka i gadżety.. Teraz pieskiem opiekuje się ciocia niestety...
OdpowiedzUsuńI to jest bardzo przykre, ale to wina rodziców, że nie przygotowali dziecka na posiadanie zwierzątka. W tej książce dzieci świetnie zajmują się swoimi zwierzakami - ale te sytuacje są pokazane tylko z jednej strony, brakuje mi tu odniesienia do różnych sytuacji, z którymi wiąże się opieka nad czworonogiem. Książka zawsze może posłużyć jako przykład do pokazania dziecku jak to wygląda i ze nie zawsze jest kolorowo i zabawnie, bo zwierzę będzie nas potrzebowało codziennie, z tym wiąże się wiele obowiązków.
Usuń