czwartek, 4 września 2014

Celaena Sardothien powraca

     Długo nie mogłam otrząsnąć się po lekturze drugiej części „Szklanego tronu” S. J. Maas. Zachodzę w głowę co autorka zrobiła z główną bohaterką? Z silnej i niezależnej kobiety  nie pozostało dosłownie nic.  Zamiast tego autorka uraczyła nas postacią rozchwianej emocjonalnie nastolatki, która nie jest świadoma swoich pragnień, marzeń, nie potrafiąca stawić czoła problemom. To nie jest Celaena, którą  polubiłam. Czuję się oszukana, bo postać była głównym atutem tej powieści.
„Korona w mroku” rozpoczyna się od kolejnego zlecenia, które realizuje Królewska Zabójczyni.  Tym razem Celaena likwiduje wrogów króla, trafiając na ślad buntowników, chcących usunąć go z tronu. Dziewczyna nie ufa swojemu zwierzchnikowi i podejmuje się dość ryzykownej gry. Po odrzuceniu zalotów Doriana, rzuca się w ramiona Chaola. Kapitan próbuje ukryć swoje uczucia, walczy sam ze sobą, ale tak naprawdę dobrze wie, że przed miłością nie ma ucieczki. Ich romans osłabia czujność zabójczyni, co doprowadzi do wielu dramatycznych sytuacji.  Dawna, mroczna magia również nie śpi i ujawnia się w najmniej oczekiwanym momencie. 
 Celaena znów będzie musiała stawić czoła przeszłości, magii i własnym słabościom. Od jej wyborów zależy życie jej najbliższych przyjaciół...

Po lekturze „Szklanego tronu” postawiłam wysoko poprzeczkę drugiej części. I okazało się, że „Korona w mroku” to słaba podróbka. Owszem nie brakuje niezwykłych zwrotów akcji i zaskoczenia. Celaena kocha czytać książki i to w nich zagłębia się na długie noce, szukając odpowiedzi na wiele pytań.  Niestety jej rozterki miłosne przysłaniają całą historię. W tym tomie zyskuje w moich oczach Dorian, który z rozpieszczonego książątka staje się dojrzałym i szlachetnym mężczyzną. Chaol nie wydaje mi się interesującą postacią, jest nudy i nijaki w porównaniu z innymi. Cechuje go ogromna odwaga, tego nie można mu odmówić, ale jest zamknięty w sobie, wiecznie zatroskany i pochmurny. Jego romans z zabójczynią to jeden z najsłabszych momentów w powieści. Nie wspomnę o samej Celaenie, której postać zmieniła się diametralnie. Nie brakuje jej odwagi aby pozbawiać innych ludzi życia, ale blednie na sama myśl o odpowiedzialności. Podświadomie wie kim naprawdę jest, ale próbuje za wszelką cenę okłamywać siebie i innych. Obwinia Chaola za własne błędy, zrzucając na jego barki winę. Jej nastoletnie rozterki irytują. Autorka zafundowała głównej bohaterce rozdwojenie jaźni, bo inaczej nie potrafię wytłumaczyć sobie takiej zmiany. Pani Maas pokusiła się też na uśmiercenie kilku ciekawych postaci, niszcząc intrygujące wątki. No cóż nie każdy może być Georgem Martinem…
Taka wersja „Korony w mroku” jest dla mnie ogromnym rozczarowaniem. Zabrakło tej magii i rozmachu, dzięki którym „Szklany tron” podbił moje serce. Może i Celaena jest bardziej ludzka, kiedy targają nią sprzeczne emocje – dla mnie to marionetka, której los jest mi obojętny.

Pozostaje mi tylko nadzieja, że trzeci tom osuszy łzy i spotkam znowu prawdziwą Celaenę…
Ciekawa jestem opinii innych czytelników, czy podzielają moje wrażenia czy wręcz przeciwnie -  "Korona w mroku" okazała się o wiele lepsza od pierwszego tomu?    
Zapraszam do pozostawienia swojej opinii w komentarzach  :) 

2 komentarze:

  1. nie spotkałam się z tą serią i mam wrażenie, że w przyszłości też się to nie wydarzy, z uwagi na moją niechęć do tego gatunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami warto się skusić na coś innego - może akurat nie na ten cykl, ale warto spróbować sięgnąć po inne książki z gatunku fantasy.

      Usuń