/źródło: http://img.interia.pl/rozrywka/nimg/r/9/Rooney_Mara_jako_Lisbeth_5524878.jpg/
Mój urlop upłynął pod znakiem ostatniej części trylogii Millenium Stiega Larssona – „Zamek z piasku, który runął”. Tym razem jest to fabularyzowana biografia najciekawszej postaci kryminału – Lisbeth. Akcja, intryga, polityczne rozgrywki, a nawet sprytny Mikael Blomkvist to tylko tło dla Salander. Dlaczego jest ona tak niezwykłym bohaterem i co sprawia, że śledzimy jej losy z zapartym tchem?
Pośrednio jest to na pewno odejście od schematów kobiecej bohaterki literackiej. Od początku do końca Salander panuje nad sytuacją, jej aspołeczność jest wynikiem doświadczeń z przeszłości. Możemy powiedzieć, że jest niezwykle silna fizycznie i psychicznie. Posiada więcej cech męskich, a może nawet androgenicznych. Lisbeth jest tak mroczna jak klimat kryminałów skandynawskich, a jej rozwiązłe życie przypomina o kryzysie moralnym nie tylko samych Szwedów. Podświadomie podziwiamy Lisbeth, ponieważ jest niezwykle inteligentna, a nawet genialna i to stanowi jej największy atrybut. Jej przeszłość została naznaczona poczuciem wyobcowania i całkowitej nieufności wobec ludzi. Bohaterka Larssona nie posiada bliższego kręgu znajomych (oprócz hakerów i Mikaela), dlatego jest jakby niewidzialna w społeczeństwie. Jej kreacja zbudowana jest z wielu problemów współczesności – zagubienia, samotności, alienacji, ciągłego poszukiwania.
Postaci Lisbeth i Mikaela łączy słowo wolność – w związkach, poglądach, działaniu, myśleniu i życiu. „Zamek z piasku, który runął” skupia się głównie na psychologii Salander. Myślę, że jest ona tak pojemną postacią, że materiału pozostałoby na kilka jeszcze książek. Relacje głównych bohaterów – dziennikarza i hakerki również stanowią wątek nierozbudowany i otwarty.
Autor wykreował postać, która potrafi zaskakiwać, która łamie schematyczność i powtarzalność. Im mniej o niej wiemy, tym bardziej wnikamy w świat Millenium. Jednego możemy być pewni – „happy endu” nie będzie. Ogólnie wszystkie wątki dotyczące związków międzyludzkich są przesycone goryczą i pesymizmem – tak jakby nikomu nie można było już ufać. Stieg Larsson wniknął w psychikę swoich bohaterów, stwierdzając że to właśnie tajemnica fascynuje i komplikuje życie.
Książki Larssona to nie tylko pożywka intelektualna dla fanów kryminałów, ale także fascynujące studium psychologiczne. Lisbeth Salander uzależnia, ale takich postaci sobie życzę nie tylko w kryminałach – ale przede wszystkim w powieściach obyczajowych.
W pierwszej części Millenium wprost nie znosiłam Lisbeth. W kolejnych tomach poznałam jej psychikę lepiej i przestałam tak alergicznie reagować na tę bohaterkę. Rozumiem jej fenomen, ale tak do końca to chyba nigdy jej nie polubię.
OdpowiedzUsuńA co konkretnie Cię w niej drażniło? Myślę, że ona jest takim typem bohaterki obok której nie da się przejść obojętnie - w czytelniku pojawiają się zawsze jakieś uczucia względem Lisbeth - a czy są one negatywne czy pozytywne, to już zależy od nas samych :)
UsuńPozdrawiam
Drażniła mnie ta zupełna obojętność na wszystko. Nie tyle aspołeczność, co brak emocji, jakichkolwiek uczuć. Lisbeth jest też zarozumiała i uważam, że jej niesamowite zdolności są troszkę przerysowane. W kolejnych tomach, jak Larsson zdradził więcej na temat dzieciństwa bohaterki i jej traumatycznych doświadczeń to inaczej na nią spojrzałam, ale w pierwszej części doprowadzała mnie do pasji.
UsuńHmm, myślę, że za całą tą postawą Lisbeth stoi przeszłość, ludzie, którzy ją oszukali, wykorzystali i próbowali zabić. Jej hakerskie zdolności są niewiarygodne, ponieważ w naszej głowie utrwalony zostaje stereotyp hakera - mężczyzny. Larsson stworzył wyjątkową postać, niepowtarzalną, łamiącą wiele etykiet - a przede wszystkim wywołującą emocje w czytelniku, a przecież o to chodzi w dobrej literaturze.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Czytałam tylko pierwszy tom. Do dalszej lektury zniechęcił mnie ...film. Wiadomo powieść gruba, a w filmie musieli się streszczać i skumulowali sceny okrucieństwa. Obejrzałam i powiedziałam sobie "po co mi to?" Przerzuciłam się na opowieści o detektywach dżentelmenach ;)
OdpowiedzUsuńMillenium czyta sie bardzo szybko, więc objętość nie przeraża. Co do filmu oglądałam tylko w reżyserii Davida Finchera i tą wersję kupiłam w całości. Taka literatura - brutalna, bezpośrednia też ma swoje miejsce i pewne znaczenie - być może to obraz jakiejś części społeczeństwa, kultury hedonistycznej... A jakie to powieści teraz czytasz?? :)
UsuńPozdrawiam
Pierwszy tom zalega mi na półce od dawna,choć filmy już dawno za mną.
OdpowiedzUsuńZajrzę do niej, jednak - kiedy?
Pozdrawiam:)
Hmm, szkoda że najpierw oglądałaś filmy ponieważ one ukierunkowują postrzeganie literackich postaci, znacząco wpływają na odbiór i kreację. Pomimo to zachęcam do lektury :)
UsuńPozdrawiam
Muszę przeczytać w końcu tą trylogię!
OdpowiedzUsuńMiałam opory przed przeczytaniem trylogii, no bo 'wszyscy już czytali'. Zaczęłam pierwszy tom i tak do 49 strony myślałam o odłożeniu go na półkę. A potem się rozkręciło i... zakochałam się w Millennium.
OdpowiedzUsuń