Gdyby stworzyć kolekcję określeń
wyglądu głównej bohaterki najnowszej prozy Patrycji Pustkowiak, to
otrzymalibyśmy wyjątkowe barwne, mocne, ironiczne epitety brzydoty. Autorka
wyszukuje najbardziej sugestywne i pejoratywne obrazy, aby jak najlepiej oddać
„oryginalność”, a raczej inność kobiety przypominającej maszkarona z Sukiennic.
„Maszkaron” ma przedstawiać esencję brzydoty, jej niepohamowany i
nieograniczony sarkazm, który staje się główną bronią i osłoną przed
współczesnym światem, rządzonym przez cielesność. To właśnie ciało - „ów nieodpowiedni skafander” –
zdeterminowało życie 35-letniej Marianny, zdesperowanej przez samotność i
wykluczenie, brzyduli. Powieść Patrycji Pustkowiak, która ma już na swoim
koncie głośny tytuł „Nocne zwierzęta”, to manifest antyideałów, krytyka naszej
rzeczywistości, szydercza i prześmiewcza diagnoza kultu ciała, zagnieżdżonych w
każdym z nas stereotypów, ideologii, wylewającej się z mediów. „Maszkaron” to
apoteoza nienawiści, narastającej, podsycanej przez kolejne rozczarowania,
wieczne porównywanie się z innymi, zazdrość, samotność. Brzydota okazuje się
być piętnem, skazującym na marginesowość, wegetację w kontaktach
międzyludzkich. Maszkaron ubrany jest w szpetotę, kłującą w oczy, a w wydaniu
Pustkowiak, ma wewnętrzny cięty język, bo gorzkie diagnozy pozostawia w
myślach, dla siebie, nie artykułując ich światu.
Tytułowy samozwańczy Maszkaron to
samotna kobieta, Marianna, tłumaczka, ledwie wiążąca koniec z końcem,
poszukująca miłosnych przygód i seksualnych uniesień. Życie brzyduli to walka z
własnym ciałem, instynktami, im bardziej Marianna odczuwa swoją inność, tym
bardziej staje się opryskliwa, krytyczna wobec wszystkiego. Woli obserwować,
nie zajmuje stanowiska, nie ma sprecyzowanych poglądów. Czytelnik staje z
maszkaronem w oko w oko, kiedy główna bohaterka dostaje wstrząsu
anafilaktycznego. Wizja nadchodzącej śmierci okazuje się być idealnym momentem
do retrospekcji i prześledzenia imponującego zbiory niepowodzeń i upokorzeń.
Szczęście, według Marianny, tkwi w męskiej akceptacji, pożądaniu, osiągnięciu
seksualnego spełnienia. Brzydota jest jednak skutecznym izolatorem, odstręcza
mężczyzn, nawet tych zdesperowanych. Sfrustrowana kobieta obiera sobie za obiekt
nienawiści i zazdrości, swoje całkowite przeciwieństwo, cielesny rewers -
piękną, inteligentną, odważną Alicję Wyczółkowską, doktor filozofii. Alicja to
typowy ideał, wzór i uosobienie kanonicznego piękna, niedostępnego jak
„strzelista katedra” dla brzyduli. To właśnie koszmarnie boli, ale i fascynuje
Mariannę, która próbuje przykładać do siebie matrycę stereotypowego ideału:
„Patrzyłam na jej idealną twarz i myślałam o swojej, szpetnej. Pod
moimi gadzimi oczami rysowała się siateczka zmarszczek, drobnych i delikatnych,
jakby ktoś zarysował skórę paznokciem, ale jednak widocznych, włosy zawsze
miałam marne, mysie, cienkie jak babie lato (…) – nigdy nie zakwitłam, byłam
zawsze tylko jak czarny pąk, jak zaciśnięta pięść. Koło ust żłobiły się długie,
coraz głębsze bruzdy, przez co wyglądałam jak smutny klaun. Ona nie miała
takich problemów, wciąż tak samo idealna, idealnie piękna i udana. Wszystko,
czym była, było tym, za czym ja tęskniłam.” (s. 199)
Główna bohaterka raczej wegetuje,
całymi dniami przesiadując na portalach społecznościowych lub randkowych. Jej
życie kręci się nieustannie wokół ciała, znienawidzonego, definiującego
całkowicie człowieka. Nie przeszkadza to jednak bohaterce na ironiczne
opisywanie własnej brzydoty, z dystansem, w tonie kpiny ale i kropli czułości
(choćby słowa „szpetota zaczyna malować się na twarzy niczym mroźne kwiaty na
zimowych szybach”, s. 16). Narratorka swoją brzydotę definiuje w najbardziej
wyszukany ale i wyolbrzymiony sposób. Jednak gdybyśmy się pokusili o
nakreślenie obrazu Maszkarona, to otrzymalibyśmy portret zmetaforyzowany,
karykaturalny, emocjonalny. Marianna to postać, która próbuje umykać schematom,
chce być buntowniczką, jednak sama zamyka się w ramach bycia brzydką, samotną,
niespełnioną emocjonalnie, cierpiącą chronicznie na brak bliższych relacji.
Brzydota okazuje się być
narzędziem podważającym iluzję uporządkowanego świata. Tytułowy Maszkaron
wytyka placem, śmiejąc się z rozpuku z polityki, władzy, operacji plastycznych,
kultu młodości i sztuczności, patriarchatu, polskiej rodziny. Na tych obrazach
z krzywego zwierciadła wznosi „kościół nienawiści”, wołając jednocześnie o
innych wykluczonych:
„My też jesteśmy częścią tego świata – myślałam i rósł we mnie
potencjał kamienia. Też nią jesteśmy, tak samo jak brunatne ślepe dżdżownice
toczące tunele w jelitach ziemi. Jak ćmy o burych skrzydłach, brzydkie,
niezdarne, nie bardzo umiejące latać, ćmy, które wpadają na stare lampy i w
nich płoną. Jak psy bez sierści przypominające przedwcześnie urodzone płody.” s. 342.
W wybrzmiewającym manifeście
brzydoty Maszkarona obok złości, buntu odczytamy również jednak nawołanie do
równości, godności, bycia zauważonym. Wściekłość bycia wykluczonym i
odseparowanym od normalności narasta i… rozpływa się w końcowej scenie,
przynosząc kolejny zestaw dobrze znanych uczuć rozczarowania i bezradności. Z
podobnym dysonansem znów zetkniemy się pod koniec opowieści, kiedy to Olaf,
jedyny przyjaciel Marianny proponuje kobiecie śmierć w leśnej scenerii. Autorka
pozostawia bohaterkę w przemyśleniach, ignorując rozpoczęty wątek fabularny. I
chociaż majstersztykiem językowym są dalsze nawiązania do naturalnej destrukcji
życia, rozkładu ciała poprzez udział drzew, roślin, przestrzeni lasu, umyka
główna myśl rozpoczętej sceny. Nie znamy jej zakończenia, urywa się ona, a na
pierwszy plan znowu wdzierają się czarne kłębki myśli Maszkarona.
Patrycja Pustkowiak tworzy
prawdziwego kobiecego Frankensteina, królową maszkaronów i gargulców.
„Maszkaron” to specyficzny styl, bogactwo przemyślanych obrazów i oryginalna,
niesztampowa postać samotnej kobiety. Brzydula potrafi śmiać się z samej
siebie, z cynizmem z poczuciem nieprzystawalności, patrzeć na współczesność –
koślawą, gdzie każdy kogoś udaje, wierząc głównie w siebie i swoje ideologie. I
chociaż brzydota jak puszka Pandory niesie za sobą wszystko co koszmarne i bolesne,
to daje surowe, nieprzekoloryzowane spojrzenie na otaczającą nas rzeczywistość.
Ciało jest obce, jest wrogiem, przeciwnikiem, codzienną udręką. Patrycja
Pustkowiak uzbraja „Maszkarona” w językową dosadność, ostrość, nieustanną
podejrzliwość i ironiczność. Temat brzydoty odzyskuje głębię i barwę w
najnowszej prozie polskiej, dzięki właśnie „Maszkaronowi”.
Cyt. Patrycja Pustkowiak, Maszkaron, wyd. Znak, Kraków 2018.
O, i mamy kolejną dobrą książkę z wydawnictwa Sztukater. Będę ją mieć na uwadze , pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńI tu muszę sprostować - książkę wydało wyd. Znak :) a recenzja pojawiła się na portalu Sztukater, który promuje książki ale nie zajmuje się ich wydawaniem :)
UsuńAle książka jak najbardziej godna uwagi :)
Pozdrawiam