Sylwetka twórcza Bartłomieja
Siwca obfituje w wiele form literackich. Bydgoszczanin z powodzeniem pisze
powieści i prozę osadzając akcję w rodzinnym mieście („Zbrodnia, miłość,
przeznaczenie”; „Autodestrukcja”; „Przypadek Pana Paradoksa”), dramaty („64
pozycje z życia szachisty”, „Wyszła z domu”; „Anyżek”; „Skóry”). Okazuje się,
że również z materią poezji też dobrze sobie radzi, czego pokłosiem są dwa
tomiki: „Instrukcja zabicia ptaka” oraz „Matka i róża”, które ukazały się w
wydawnictwie Mamiko. Autor jest laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego
im. Stanisława Grochowiaka, należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, pisze
także felietony do „Bydgoskiego Informatora Kulturalnego”. Z wykształcenia jest
politologiem, warto odnotować, że odnosił sukcesy również jako szachista. Nie
jest to bez znaczenia, gdyż szachy wydają być ważną figurą w utworach
poetyckich Bartłomieja Siwca. Chociaż na pierwszy rzut oka, nie odnajdziemy tu
bezpośrednich odniesień, ale pod warstwą tekstu, okazuje się, że wiersz może
być szachownicą, na której rozgrywa się nasza codzienność. Czy autor próbuje
wciągnąć czytelnika w grę?
Zbiór wierszy w tomiku „Matka i róża”
charakteryzuje się prostotą, mocnymi wersami, które najmocniej wybrzmiewają w
ostatnich zdaniach. Credo poety zdaje się wybrzmiewać w utworze „Słowo”:
„Piszę prosto
chciałbym przywrócić
słowu nagość
wyrwać język obedrzeć ze skóry
za dobrze się
ostatnio wiodło”
(„Słowo”, s. 37)
Poezja ma być czytelna,
nienapuszona, nie może ukrywać się w napiętrzających się metaforach czy
symbolach. U Siwca nie znajdziemy zbędnych słów, ornamentyki, skomplikowanych
konstrukcji, filozoficznych traktatów. Liryka ma za zadanie uchwycić chwilę,
obserwację codzienności, detale, gesty, mimikę, obraz tego, w czym jesteśmy
zanurzeni. Zachwyca tu bezpośredniość, podmiot liryczny zdaje się mocno stąpać
po ziemi, z pokorą, patrząc pod nogi. Bardziej interesuje go to, co najniżej –
szarość, margines, zwykli ludzie mijani podczas spaceru, pijacy czy sąsiedzi za
ścianą. Pojawiający się autotematyzm w utworach zbioru poetyckiego „Matka i
róża” to świadoma refleksja, poszukiwanie własnej formy, ale i też
zdefiniowanie swojej sylwetki twórcy. W jednym z moich ulubionych wierszy –
„Pisanie wiersza. Rzecz od kuchni” pojawia się przepis na poezję:
„Niewiele potrzeba
łyżka dobrej woli
szczypta intuicji
i garść wspomnień świeżych
pokrojonych zgrabnie
odartych ze skórki”
(„Pisanie wiersza. Rzecz od kuchni”, s. 32).
Okazuje się, że wszelkie
przyprawy, dodatki tylko psują smak wiersza, który powinien być przepełniony
wrażliwością, szczerością, z celnymi refleksjami. Pisanie nie urasta w tym
przypadku do metafizycznych dywagacji, skomplikowanych procesów, gromadzenia
wyszukanych słów, ale jest zmaganiem się z codziennością, próbą uchwycenia
niezwykłości w szarości, w najprostszej i czystej postaci. Gamma szarości
okazuje się być niebywale szeroka, dominujące kolory bieli, czerni jak na
czarno-białej fotografii, mają skupiać wrażliwość czytelnika na mikroobrazkach,
miniaturach uchwyconych sytuacji, emocji.
Miasto okazuje się być dominującą
przestrzenią poetycką w utworach Siwca. Rozbrzmiewają między wersami echa
rozmów sąsiedzkich, odgłosy blokowiska, jadąca na sygnale karetka. Spod warstwy
codzienności, rutyny, zwykłości poeta stara się wyłuskać emocje, niebanalność
ludzkiego życia, refleksje o przemijaniu. Trzeba pokreślić, że w tomiku „Matka
i róża” wybrzmiewają dość mocno tony funeralne. Figura cmentarza pojawia się w
różnych ujęciach – tych intymnych, związanych z odejściem bliskiej osoby,
rozmyślaniach o własnej śmierci:
„wiem tylko że cmentarz
kiedyś był mi obcy
a teraz coraz bardziej
się do niego zbliżam”
(„Wiem tylko”, s. 9)
Przestrzeń cmentarza to
przestrzeń uruchamiająca wspomnienia, obrazy przeszłości, zastygłe więzi i
poczucie straty. To tutaj podmiot liryczny w ciszy i samotności, z daleka od
zgiełku miasta, słyszy głos matki.
Obok sfery sacrum znajdziemy
również profanum – czyli stragany zniczy przed Zaduszkami, handlarza z
papierosem w ustach. Utwór „Święto Zmarłych” to swoiste zmartwychwstanie,
pochód umarłych i żywych, połączenie śmierci i życia.
Powróćmy jeszcze na chwilę do
obrazu matki, którego cień kryją niektóre utwory. Ton tych wierszy („Matka”;
„Wiem tylko”; „”Linia życia”; „Pytanie” ; „Odejście”; „Rada”) jest intymny,
postać matki pojawia się tylko pod postacią słów, pytania skierowanego do syna,
przestrogi, mglistego wspomnienia. Podmiot liryczny bardzo oszczędnie dozuje
własne doświadczenia, nie odkrywa całkowicie swoich uczuć, żałoby, tęsknoty. Te
wszystkie uczucia pobrzmiewają tak naprawdę w każdym wierszu, ale nie są
zaakcentowane, to nie one mają skupiać uwagę odbiorcy. Nie dziwi też tytuł
tomiku – ewidentnie główną postacią i bohaterką wierszy jest matka. Na jej
eteryczny obraz składają się sekwencje, retrospekcje, do których klucz zna
tylko podmiot liryczny.
Motyw śmierci, przemijania dość
mocno zarysowuje swoją obecność w wierszach, w których pojawia się obraz matki.
Jednak powraca on również w autorefleksjach podmiotu lirycznego. Śmierć okazuje
się być częścią codzienności, jest powszedniością, bolesną koniecznością. Czas
zaciera pamięć, żal, tęsknotę:
„Ten który odchodzi
pamiętać dziś musi
że niedługo wszystko
i tak spowszednieje
jego zejście będzie
niczym kromka chleba
po latach przykryta
grubą warstwą liści”
(„Ten który odchodzi”, s. 48)
Utwory poetyckie przeplatają się
z miniaturami prozatorskimi. Bohater próbuje odnieść swoje życie do egzystencji
królika. Przypomina to opis snów, onirycznych wizji i nie współgra z całością
tomiku. Być może te prozatorskie sekwencje, bardziej rozwinięte i dopracowane,
mogłyby stać się swoistą i osobną całością. Warto aby autor pomyślał nad tym,
przy tworzeniu kolejnego zbioru poetyckiego czy prozy.
Bartłomiej Siwiec nie blokuje
czytelnika, nie pozostawia go w swoistej sytuacji, obwieszczając „szach-mat”, ale dzieli się przestrzenią
refleksji. Niewątpliwą zaletą tomiku „Matka i róża” jest fotograficzne ujęcie
współczesnych problemów mieszkańców miast. Podmiot liryczny identyfikuje się z
prostotą, szczerością, prawdziwymi ludźmi. Jest poetą: „pilnującym księżyca”,
„karmiącym psa”, piekącym wrażliwe wiersze, „dzielącym włos na czworo” - jak
podkreśla w kilku wierszach,. W zgiełku codzienności poezja woła o uważność
detali, mijanych osób, przemijanie siebie i najbliższych. Bartłomiej Siwiec nie
moralizuje, daje nam mocne obrazy poetyckie, gorzko-słodkie, przetykane
obserwacjami współczesności, która wartość człowieka zamyka w iluzorycznym
pięknie powierzchowności, ilości nagromadzonych rzeczy. Bydgoski poeta,
obserwator codzienności, zaszczepia w czytelniku wrażliwość na szarość
codzienności. I to jest niezwykłe.
Cyt. Bartłomiej Siwec, Matka i róża, wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2017.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz