niedziela, 5 marca 2017

Otulona ramionami Matki Ziemi – o poezji Marty Hanny Precht

 Pięćdziesiąt wierszy Marty Hanny Precht trudno ująć w jednym słowie czy plastycznej miniaturze. Jest to wachlarz tematów, motywów, uczuć, chociaż przede wszystkim inspiracją dla autorski staje się Matka Ziemia. Poetka poszukuje więzi z naturą, dlatego tak chętnie w jej poetyckich mozaikach goszczą drzewa, rośliny, zwierzęta, ptaki, zjawiska atmosferyczne. Sama autorka, przeprowadziła się ze stolicy do Julianowa. Jej wiersze spoczywały na dnie szuflady, czasami publikowała je na portalach literackich. Cieszę się, że pisarka zdecydowała się je opublikować, bo tomik nasuwa mi skojarzenia z lirykami Poświatowskiej, ale zdecydowanie odbija się w wierszach subiektywne „ja” autorki, indywidualne, niezależne, „ja” silnej kobiety, zadumanej nad dmuchawcem, kształtem mgły czy liściem opadającym ku ziemi. Należy dodać, że Marta Hanna Precht to prozaiczka, z powodzeniem wydała „Cień ważki” oraz „Opowiadania z lumpeksu”. „Słowa na wiatr” to zarówno wiersze, miniatury jak i haiku – poezja współodczuwająca, dotykająca ziemi, czująca rytm i puls najmniejszych istnień, stworzeń Matki Ziemi.

Wiersze zgromadzone w tomiku „Słowa na wiatr” to obserwacje codzienności, wsłuchanie się w przestrzenie natury, ciszę, samego siebie. Poetyckie obrazy cechuje ulotność, eteryczność, która drzemie w liściu, drzewie, ptakach, mgle. Słowa drgają w utworach wrażliwością, głębią spojrzenia, baśniowością. Znajdziemy w nich odbicie tęsknoty za pradawną więzią człowieka z naturą. W zgiełku, zamknięci w iluzji konsumpcjonizmu stajemy się obojętni na mgnienia, gesty. W wierszu „To błąd” człowiek konstruuje „wielkie szuflady na pamięć”, które mają przechować przeszłość, ale przechowalniami pamięci okazują się być kamień i drzewo, które sobą uwieczniają to, co wydaje się być detalem, a tak naprawdę rodzi czyste emocje. W przeciwieństwie do człowieka, który pamięta wybiórczo, zapominając o drobnostkach, które decydują o wyjątkowości tej drugiej osoby. Codzienność składa się właśnie z takich chwil, gestów, słów, milczenia, wymownych spojrzeń, dotyku. Aby to dostrzec trzeba się zatrzymać, wyciszyć.

Poetka poświęca również wiersze przestrzeni domu. „Stary dom” to pożegnanie, ale i otwarcie na nowy etap życia. Zamknięty dom to również szkatuła wspomnień, których czasami nie da się spakować i zabrać ze sobą jak stare meble. W czterech ścianach często pozostawiamy cząstki naszej codzienności, samych siebie. Bohaterka wiersza tworzy rytuał pożegnania, pieszczot, „ugłaskania” domu jak kota. Z kolei „Nowy dom” staje się przestrzenią samotności.

Plastyczne obrazy pór roku, drzew, milczącej przyrody są przepełnione nostalgią. Antropomorfizacja pór roku pozwala na ujęcie kobiecości Jesieni, Zimy czy Wiosny w odpowiednich barwach, z wyczuciem malarskości i dynamizmem. W wierszu „Kolej rzeczy” Jesień przybrana zostaje w babie lato, płaszcz z deszczowych kropel, jej efemeryczność i zaduma zostają zaakcentowane przez „mgliste upojenie”, płacz i szlochanie w „pustych dziuplach”, snucie się po polach wraz z wiatrem. Natomiast „Biała dama” to „zima czyścicielka”:

„Czeka za zakrętem lasu
W chuście z puchu
Błękitne oczy
Źrenicą jak sopel
Skrzy mroźno”
(Biała dama, s. 13)

Równie malowniczo wygląda „Przedwiosna”, zapowiadająca przebudzenie zielonych pąków czy śpiącej żaby ukrytej pod liśćmi. Poezja jak w bursztynie zamyka ciszę, udaje się jej pochwycić milczenie, spokój, zastygnięcie świata. W tomiku cisza przykrywa słowa jak szron lub poranna rosa, czas ulega zawieszeniu, liryczna bohaterka zwierza się :

„ucichłam trochę
za pomocą czasu
razem z jesienią
popłynęłam w ciszę”
(Druga strona ciszy, s. 6)

Cisza zamienia się w poetkę jak w wierszu „Długa noc”, układając erotyk z liści. Tej naturalnej ciszy nie zakłóca nawet taniec, który wydaje się być równie bliski Matce Ziemi. Czy to zimowy walc czy flamenco małej dziewczynki porównanej do ptaka, wszystko współgra, podobnie brzmienie muzyki jazzowej „ociera się o kocie futerko”.

Marta Precht poświęca wiele uwagi przemijaniu, w wierszach pobrzmiewa echo zadumy, choćby w intymnej „Odsłonie”, gdzie ze Śmiercią jest się na ty poprzez doświadczenie śmierci rodziców. Rozstanie wpisane jest nie tylko w ludzkie życie, o czym opowiada wiersz „Nie opuszczaj mnie”, traktujący o odchodzeniu kociego towarzysza, powiernika codzienności. Retoryka podsumowań obecna jest również w „Sennych sprawach”, sen staje się „półśmiercią”, kolejny dzień przemija, umiera, przeżycia nabierają kolorów filmu. Jeszcze raz przeżywamy, rozpamiętujemy w trakcie zasypiania to, co nas spotkało podczas dnia.

W tomiku Marty Precht życie toczy się swoim naturalnym biegiem, liryczna bohaterka jest wolna od miejskiego zgiełku (o rozstaniu się z miastem i poszukiwaniu własnej przystani mówi wiersz „Pole nawłoci”), w którym ulegają zatarciu kolejne dni, pory roku, lata – ona natomiast celebruje dzień i noc, przeżywając ich rytm. Poprzez dotyk potrafi zachwycić się ciszą, mruczącym kotem, wiatrem szumiącym w liściach drzew. Autorka znajduje również miejsce na medytację, sferę duszy, choćby w „Modlitwie” czy wierszu „Krótko o aniołach” o trudnej, skomplikowanej więzi człowieka z Aniołem Stróżem.

W tomiku Marty Precht prześwitują szczeliny nadziei, plastyczne wiwisekcje ludzkiej duszy tęskniącej za swoimi naturalnymi korzeniami, za bliskością z światem Matki Ziemi. Liryczne kompozycje zdobią kunsztowne, ołówkowe ilustracje wykonane przez samą autorkę. Uzupełniają one słowa, kreślą motywy, są też rodzajem ornamentu każdego z wierszy. „Słowa na wiatr” wydają mi się zbiorem przesyconym zapachem wiatru, wiosennej mgły, miękkością dmuchawca czy zimowego puchu. Wiersze te żyją, wzrastają w sercu czytelnika jak drzewa. Spaceruje się po nich jak po leśnych zakątkach, oddychając powietrzem metaforycznych słów, obrazów świata przyrody. Autorka daje nam przestrzeń refleksji, uczy wrażliwej obserwacji, poszukiwania ciszy i zachwytu nad detalami. To literacki detoks duszy, który pozwala na zmianę pola widzenia, wszystko zaczyna się od patrzenia wolnego od stereotypów, wyuczonych zachowań, dystansu, patrzenia z góry. Marta Precht uczy nas patrzeć z dołu, z pokorą.

 *Marta Hanna Precht, Słowa na wiatr, wyd. Bernardinum, Pelplin 2017.
    
Dziękuję portalowi Sztukater za egzemplarz książki.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz