Młodość zupełnie inaczej patrzy
na świat, reagując bardzo impulsywnie i emocjonalnie na nowe doświadczenia. Każdą porażkę, upadek
przeżywa się wtedy intensywnie, jakby cały świat uwziął się na nas i był
przeciwko nam. Porady rodziców wydają się być zupełnie oderwane od rzeczywistości,
a najlepiej wcale nie mówić o swoich problemach, bo przecież i tak dorośli nie
zrozumieją. Taki okres buntu przeżywa właśnie Weronika, główna bohaterka nowej
książki Marcina Szczygielskiego „Weronika i zombie”. Czego nastolatka może się
nauczyć od nieznajomego staruszka, sąsiada, na którego nikt nie zwraca uwagi?
Otóż ta niezwykła znajomość zmieni całkowicie świat Weroniki i stanie się pierwszym
etapem w stronę dorosłości. Warto wspomnieć, że powieść została zainspirowana pewnym listem
nastolatki do wydawnictwa, w którym pojawia się zmyślona historia
starszego, samotnego i biednego sąsiada.
Marcin Szczygielski przyzwyczaił
swoich młodszych czytelników do fabuły okraszonej szczyptą magii, niezwykłości,
fantastyczności. Wydawać by się mogło, że pod tytułem „Weronika i zombie” znów
kryje się powieść czerpiąca z motywów fantastycznych, może nawet z horrorów.
Jednak autor stworzył bardzo przemyślaną i poruszającą powieść o dorastaniu, o
byciu zwyczajnym nastolatkiem. Zwyczajnym, czyli zmagającym się z problemami, dojrzewaniem, silnymi emocjami, nad którymi ciężko zapanować. Szczygielski porusza współczesne problemy
młodych ludzi, którzy coraz częściej w samotności przeżywają rozwód rodziców, prześladowania
w szkole, niespełnioną miłość, brak przyjaźni, pracę pochłaniającą rodziców.
Dla głównej bohaterki „ugodowy” rozwód rodziców okazuje się być prawdziwym
trzęsieniem ziemi. Weronika wyprowadza się wraz z mamą do Warszawy,
pozostawiając przyjaciół, szkołę i świat, nad którym miała kontrolę, w którym wszystko miała dokładnie zaplanowane. Nowa
szkoła okaże się być źródłem wielu problemów, dziewczynka, która wcześniej
miała status szkolnej gwiazdy, zmieni się w ofiarę i na własnej skórze
doświadczy jak okrutne bywa dręczenie i prześladowanie. Nowa rodzina taty, brak
zainteresowania córką również dręczą bohaterkę, która z zazdrością śledzi
profil ojca i jego nowej, młodszej żony na facebooku. Mama, dla której praca
nauczycielki jest pasją ale i uzależnieniem, także nie dostrzega problemów
nastolatki. Weronika czuje, że rodzice nie pomogą jej rozwiązać problemów, a na
pewno nie doradzą w sprawach sercowych. Kiedy nastolatka po raz kolejny planuje
„przypadkowe” spotkanie z obiektem swoich westchnień, postanawia wykorzystać
starszego pana, który wychodzi aby pospacerować z psem.
„Alejką za placem zabaw szedł stary mężczyzna w brudnym, brązowym
płaszczu i kraciastym kaszkiecie na łysej głowie. Szedł? Raczej człapał,
ciągnąc za sobą na smyczy pokracznego, grubego pieska, który sprawiał wrażenie
starszego od jego właściciela. Komiczny staruszek, garbiąc się, powłóczył prawą
nogą, a przy każdym kroku obracał górną połowę ciała i wyrzucał przed siebie
lewe ramię. W dodatku mamrotał coś pod nosem i gapił się w asfalt alejki
niewidzącym wzrokiem. Rzeczywiście, zachowywał się jak zombie w filmach”
(s. 58)
Pan Jan, tytułowany przez
osiedlowego urwisa ksywką „zombie”, staje się dla Weroniki zaufanym słuchaczem,
powiernikiem tajemnic. Pomimo niechęci staruszka, dziewczyna odwiedza go i
opowiada mu zmyślone historie oraz zwierza się z problemów, które tak bardzo ją gnębią. Pan Jan okazuje się
być niezwykle mądrym człowiekiem, tajemniczym, nieufnym, ale przyciągającym.
Weronika nie do końca rozumie, dlaczego staruszek wzbudza w niej zaufanie. Dziewczyna
często odwiedza sąsiada, odkrywając mieszkanie pełne książek i panujący
wszędzie bałagan. Największą zagadką jest jednak fortepian, umieszczony za
zamkniętymi drzwiami….
Między Janem a Weroniką nawiązuje
się przyjaźń, starszy pan potrafi słuchać, nie krytykuje, nie upomina, zupełnie
inaczej rozmawia z dziewczynką niż jej rodzice. Pomaga jej uporać się z
nadbudowaną warstwą kłamstw, które sama stworzyła i otwiera przed nią własne
serce, samotne i cierpiące. Tak naprawdę obie postacie wiele łączy, pomimo ogromnej różnicy wieku i poziomu doświadczeń. Ta nietypowa znajomość okaże się doświadczeniem, które wywrze na nastolatce ogromne wrażenie i zmieni ją, pozwoli spojrzeć na siebie z dystansem.
Powieść Marcina Szczygielskiego
porusza wiele istotnych wątków, pokazując obraz młodego pokolenia, które zbyt
mocno polega na opinii innych, zbyt łatwo ocenia i wydaje werdykty. Pouczająco
i mocno brzmią słowa pana Jana skierowane do Weroniki, które budzą w
dziewczynce odwagę:
„Nie postępuj tak, jak chcą inni. Nie staraj się wtopić w tłum i
dopasować, bo choć dzięki temu poczujesz się w pewnym sensie bezpieczna, to na
pewno nie będziesz szczęśliwa. (…) Niezwykłych ludzi znacznie łatwiej jest
wyśmiać, niż zrozumieć. Opinia innych na twój temat naprawdę niewiele znaczy (…)
Co więcej, ludzkie opinie są powierzchowne i bardzo nietrwałe.” (s.
316-317)
„Weronika i zombie” to proza
empatyczna, skierowana do młodego człowieka, który nieraz poczuje się zagubiony
w swojej pozornie uporządkowanej rzeczywistości. Wielkie problemy, jeżeli
spojrzeć na nie z innej perspektywy (np. starszego, schorowanego i samotnego
człowieka) stają się malutkie, przejaskrawione. Weronika to postać nastolatki z
ogromnym potencjałem, z wielką wyobraźnią, która z trudem radzi sobie z
rozwodem rodziców, pozyskaniem nowych przyjaciół. Wybiera milczenie i kłamstwa,
a dorośli nie stają na wysokości zadania, nie zdają egzaminu zaufania. Tylko obcy, samotny staruszek daje
dziewczynce prawdziwą lekcję życia, której nigdy nie zapomni. Pan Jan
zaszczepia w Weronice miłość do książek i odwagę oraz przeświadczenie, że strach
karmi się naszymi myślami, a każdy problem można rozwiązać, biorąc
odpowiedzialność za swoje czyny. Cenię sobie w prozie Marcina Szczygielskiego
eksponowanie wartości, o których często dorośli zapominają. Autor niewątpliwie zna realia młodego pokolenia i swobodnie porusza się po rzeczywistości nastoletniego odbiorcy, unikając fałszu i przejaskrawienia. Weronika mówi jak jej rówieśnicy, myśli i komunikuje się jak typowy użytkownik portali społecznościowych.
Autor obdarza bohaterów
aktualnymi problemami, ale i mądrością. Każdy z nas ma w swoim otoczeniu takiego
„Pana Jana” – zombie, wyśmiewanego,
samotnego, którego historia życia jest nietuzinkowa. To także refleksja o
starości, samotnej, zapomnianej, która wciąż przesiąknięta jest krzywdzącymi
stereotypami, które zazwyczaj weryfikuje czas:
„Weronika wierzyła, że starość równa się mądrość, spokój, nieustająca
pogoda ducha i brak jakichkolwiek innych pragnień poza potrzebą ciepła, ciszy i
nieograniczonego dostępu do telewizji. Podejrzenie, że sprawa wygląda
kompletnie inaczej, miało się w niej pojawić dopiero za jakieś trzydzieści,
czterdzieści lat, a pewność – dopiero za lat pięćdziesiąt.” (s. 69)
Zbyt łatwo przyszywamy łatki
nieznajomym, sąsiadom, zbyt łatwo ulegamy szarości i dajemy się zmanipulować
opiniom innych. Książka Szczygielskiego mówi właśnie o obojętności, o
zacieraniu własnej oryginalności, wtapianiu się w tłum, który pozbawiony jest
głębszej refleksji i poczucia empatii. „Weronika i zombie” to przecież nie
tylko aktualna opowieść dla nastolatków, ale i dla dorosłych, przytłoczonych
codziennością. Słowa kreują rzeczywistość, mogą pomagać, być drogowskazem, ale
i krzywdzić, pozbawiać człowieka godności i wyjątkowości. Młodzi ludzie,
szczególnie teraz, powinni zdawać sobie
sprawę, że słowa mają niewiarygodną moc. Uczymy się ich używać przez całe życie
i to chyba chciał przekazać krnąbrnej i zagubionej nastolatce pan Jan.
Cyt. Marcin Szczygielski, Weronika i zombie, wyd. Instytut Wydawniczy Latarnik, Warszawa 2018.
Za egzemplarz książki dziękuję Instytutowi Wydawniczemu Latarnik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz