środa, 13 stycznia 2021

Rozpruwanie i zszywanie słów – o debiucie Sławomira Hornika

 

Mrok wydaje się bezpostaciowy,  Sławomir Hornik w swoim poetyckim debiucie ”Szwy” nadaje mu cielesność, nawleka na lapidarne wersy niepokój, niedopowiedzenie, pustkę, zmysłowość, instynktowość. Słowa pełnią tu funkcję nici, włókien, łączących dwa biegunowe światy: rzeczywistość i sen. Poeta przewraca rzeczywistość na lewą stronę, pozwala podmiotowi przejść na drugą stronę lustra, komponować mozaikę ze snów i oniryzmu, który mocno oplata pajęczą siecią metafor kolejne utwory. Z tego mroku wyłania się jednak poetyka pamięci, poetyka rejestrowania emocji, wewnętrznych sprzeczności.

Poszczególne wiersze nie mają tytułów, uporządkowane są według numerów. Brak tytułu sprawia, że wchodzimy w tkankę wiersza bez zatrzymywania się, zanurzamy się w pierwszy wers. Tytuł wielokrotnie jest delikatną sugestią tematyczną, kierunkiem podążania lub nawet legendą objaśniającą drogę podmiotu. „Szwy” są tak minimalistyczną, fragmentaryczną strukturą, że tytuł mógłby zaburzyć nasze czytanie, esencją więc pozostają słowa w wersach, słowa, z których można zbudować pewien krąg zainteresowań i dywagacji podmiotu.

„kiedy nie ma ciała, / pozostaje zapach”

Poetyka „Szwów” jest symboliczno-oniryczna, miejscami słowa obrastają szkielet, obrazowany przez mroczną i fizyczną przestrzeń ciała. Metaforyka snu, który „przychodzi od wewnątrz”, pozwala wejść w opowieść o śmierci („nieznającej początku i końca”, ta która posiada takie samo imię), która ociera się i przemyka nieustannie przez poszczególne wiersze. Podmiot szuka jej imion w różnych językach (wiersz "8".), porównuje jej nadejście z pierwszymi, najsilniejszymi emocjami dziecka, doświadczającego niepokoju „pierwszego dnia”, tego co nieznane i obezwładniające (wiersz "7". i "9".). 

 Podmiot znajduje się jakby na granicy światów, obraz zaświatów często nakłada się na rzeczywistość, wyłania się z mgły, z drobnych szczegółów, często z kolorów: ciemnych jak krew, czerwonobrunatnych kojarzonych z ziemią, ale i żółci (nawiązującej do bezkresnych połaci pól pełnych dojrzałych zbóż). Jest również pewna paleta przezroczystości, mglistości, która nasuwa obraz świata spod powiek. Między wersami pojawia się obraz zimy, ośnieżonych dróg, zapisanych przez ptasie ślady (piękny wiersz "11." pokazujący kontrast bieli oraz ptaków o czarnych piórach):

„(…) Kawko,

gawronie, kruku, wypełniliście tę połać,

przez cały grudzień zostawiając klinowe pismo.”

 ("11". s. 17.)

Bezruch często zostaje zestawiony z nadmiarem dynamizmu, z którego nie można się wyswobodzić. Podmiot często tkwi w tkankach snu, we wnętrzu swoich myśli, w świecie odwróconym, pod powierzchnią. Przyglądamy się wraz z nim rzeczywistości wywróconej na lewą stronę, w której dokładnie widać jak przebiega szew, spajający enigmatyczną i mozaikową opowieść.

 „Szwy” to 31 wierszy – migawek, połączonych nie tylko numeracją, ale i motywem nitek, spajania, łączenia tego, co ulega  destrukcji, rozpruciu, przerwaniu więzi życia.

 Szwy to metafora pamięci, mozaikowych wspomnień, które podmiot chce zespolić, połączyć, pozszywać trudne, silne emocje, które wymagają przepracowania. Szwy kojarzą mi się również z bliznami, raną, utratą – i to również wybrzmiewa w wierszach Hornika.

Zwijanie/Rozwijanie przędzy pamięci

Wspomnienia bohatera wierszy są jak „ostre krawędzie” lub jak myszy „dzikie, bezbronne”. Przeszukiwanie pamięci, „szperanie” w głowie, okazuje się procesem bolesnym, jątrzącym, zapętlającym myśli.

W poetyckiej narracji powraca natrętnie obraz grudniowych, krótkich, ciemnych dni („W grudniu / prząść, nawijać, szamotać samotnych”) , przeplatanych z mocnymi obrazami corpus mortale  („Daj nam je umyć, uczesać. Wyjąć z siebie”). Obraz pożegnania tak bardzo lapidarny ale i ostry, wprowadza niewysłowioną intymność, w kilku wyrazach zostaje ujęte to, co oznacza pogrzebanie ciała, ostatnie gesty czułości najbliższych wobec niego. 

Zimowa sceneria łączy w sobie tak wiele kontrastów: dynamiczność (nagromadzenie czasowników), żywiołowość, nerwowe działanie, z niemocą, bezruchem, zamarciem. Czynności są wykonywane mechanicznie, jakby bez namysłu, to rytuały względem ciała, jest w nich jakaś symbolika przygotowywania ciała do drogi.

Wyłuskanie esencji cielesności pojawia się w wierszu „16.”, w którym ciało zostaje porównane do „wnętrza granatu” i „przestraszonego lisa”. Wiersz ten można czytać na wiele sposobów, na wielu poziomach zostaje on rozpisany, i jest jednym z piękniejszych w tomie „Szwy”. Ciało to powłoka, która zawiera w sobie tajemnicę istnienia, zmysłowość ale i turpistyczną fascynację, dzikość i zachłanność doświadczania tego, co dotykalne. W ciele kryje się mrok, powolne i nieubłagane doświadczanie kresu, zbliżanie się do śmierci. Podmiot spogląda na anatomię ciała, dostrzegając jego słabość, kruchość, fizjologię, granicę.

Śmierć pojawia się w milczeniu, w urwanych słowach (choćby wiersz „18.”), dochodzą nas echa Celanowskiego mroku (wiersz „13.”, w którym pojawia się prawdziwe nazwisko Celana – Antschel, sugeruje nam pewne nawiązania do jego poetyki), które być może są tylko odniesieniem do doświadczenia utraty, które zawsze będzie jednostkowe, naznaczone samotnością.

Hornik nie powiela, nie kontynuuje poetyki tanatologicznego mroku, ale wychodzi on w stronę poetyckiej płaszczyzny pamięci, istnienia obok siebie życia i śmierci. Podąża ku redukcji słownej, minimum słów ma uchwycić to, co najczęściej przemilczane, niewysłowione, odczuwane, ale niewyrażalne przez język. To właśnie próba przeniesienia doświadczenia utraty na płaszczyznę własnego języka, symboliki, indywidualnych figur i skojarzeń. Muszę przyznać, że „Szwy” to bardzo intymne obrazy, wyjęte z pamięci: szczegóły, fragmentaryczne nitki myśli i przędza snów.

Pamięć fascynuje podmiot, stara się on jej nadać kształt, więc jest ona „pomięta, pofałdowana”, mozaikowata, zmienna, niestabilna, tylko słowo może ją zszyć, zrekonstruować, zatrzymać w języku. Jednak na jak długo?

W „Szwach” pojawiają się tropy żydowskiej Kabały, hebrajskiej symboliki (dość szczegółowo pisał o tym Jakub Skurtys w recenzji „Szwa”). Początek i koniec drogi wyznaczają litery alfabetu Alef i Taw, a także zapis ich lustrzanego odbicia, jakby z zaświatów, z innej płaszczyzny. Lustro to przedmiot pozwalający na spojrzenie w świat odwrócony, zwierciadło to także metaforyczna brama do innej rzeczywistości, równoległej, ale jakby efemerycznej, refleksyjnej. Metaforyka lustra poszerza przestrzeń, zapętla ją w nieskończoność „lustro spoglądające w głąb siebie” a jego odbicie to „lustro, które widzi siebie w sobie”. Podmiot sam staje się lustrem, w którym odbijają się ukryte emocje, a może i światy tych, których jest  się częścią, co powoduje jego rozbicie i powielenie (wręcz nieskończone). Pamięć też często reprodukuje obrazy, tworzy wiele wersji, zamyka doświadczenia w mikroświecie jednostki. Jest subiektywna, często zaszyfrowana i rozpisana w umyśle według osobliwego, unikatowego kodu.

Rozpruwanie szwów

Rozdartą, wciąż krwawiącą, otwartą pustkę po śmierci, zszywa czas, czasami cienkimi nitkami codzienności. Upływający czas pozwala przyjrzeć się bliżej przestrzeni utraty, dochodzi do rozpruwania pamięci, mozolnego łączenia dwóch biegunów: życia i śmierci. W miniaturowych i bardzo zmetaforyzowanych obrazach pojawia się kontrastowość: „Nie ma: jest”. W tych opozycjach przejawia się metafizyka, tajemnica, pytanie o sens śmierci:

„Skoro już cię nie ma, przez które

załamane mapy przychodzisz do nas?”

 ("23.", s. 29.)

Odpowiedź kryje się być może w wierszu „30.”:

„Po dniu, miesiącu, roku, dziesięciu latach jesteś

obiecanym pyłem z dobrej księgi.”

("30.", s. 36.)

Ciało staje się częścią ziemi, zamienia się w pył, „rytm odejść” wciąż rozgrywa się i jest doświadczeniem każdego człowieka, ale przeżywanego indywidualnie, samotnie. 

Hornik wielokrotnie przywołuje obraz zwierząt, w wierszu otwierającym tom jest to samotność psa i zapach ciała którego nie ma, a w końcowym skowyt (ponownie nasuwający skojarzenie z zawodzeniem psa). Dźwięk, zapach, faktura, kolor, dotyk – to bardzo sensualne odczuwanie świata przez podmiot, który pieczołowicie dobiera słowa i zamyka własne emocje w specyficznych miniaturach, przy użyciu własnego kodu, szyfru poetyckiego.

„W kącie oka cała jest opowieść twoja, kontynent, ohel

murowany oddechem, po ziemi chodzi osaczone zwierzę

z grudką śniegu pod żebrem”

("29.", s. 35.)

 

Oprócz języka, słów, to oczy przechowują obrazy, doświadczają i zapamiętują, rejestrują to, co selekcjonuje pamięć. I ponownie poeta powraca do kultury judaistycznej, ohel jako grobowiec wprowadza konotacje tanatologiczne, ale zestawienie z „oddechem” czyli życiem sytuuje podmiot znowu na biegunowych płaszczyznach. Gdyby jednak przyjrzeć się bliżej, taką też konstrukcję wertykalną, zaobserwujemy w innych wierszach, tam gdzie południe (życie), tam i jest północ (śmierć). 

„Szwy” nieustannie balansują na krawędzi, łamią schematyczność lektury, emocjonalnie  intensyfikują dobierane słowa, odbijają bardzo wąski kawałek rzeczywistości, wielokrotnie przesłoniętej symboliką, topiką snu i warstwami przebłysków pamięci.

Poezja Sławomira Hornika wydaje się eklektyczna, sens „Szwów” trzeba wydobywać i odsłaniać z kolejnych warstw symboli i fragmentów, strzępów obrazów. Nie tylko poeta posługuje się umiejętnie włóknem słowa, zszywającym pamięć i doświadczenie, czytelnik również musi wykazać się umiejętnością splatania, a raczej rozplatania poszczególnych wersów i tkania z nich własnej, subiektywnej płaszczyzny odczytań, stycznych doświadczeń i szczegółów, rozświetlających ciemne korytarze pamięci. Zadziwia mnie, że wiersze Hornika są zarówno tak zamknięte, intymne, enigmatyczne, jak i otwarte na czytelnika, jego wrażliwość. 

Motto, które zostaje zaczerpnięte z wiersza Ryszarda Krynickiego „niech pozostanie/ otwarta” ponownie sugeruje, że nie każde doświadczenie zamyka pewien rozdział, nie da się zapomnieć, pamięć pozostanie zawsze otwarta. Więc po co podmiotowi szwy? Jakim stają się tworzywem wobec pamięci, słów, języka, osobowości? Czy bardziej łączą emocje i pamięć, czy raczej są rozpruwane przez kolejne wiersze, aż do momentu ostatniego skowyczącego dźwięku, żałosnego i dzikiego? Pytań jest znacznie więcej, ale właśnie to jest materią dobrej poezji, aby szukać własnych odpowiedzi lub pozostawić je otwarte jak rana.

„Szwy” Sławomira Hornika ukazały się nakładem łódzkiego Stowarzyszenia Literackiego im. K. K. Baczyńskiego. Tom został doceniony, zdobywając nagrodę TETIS.

Cyt. Sławomir Hornik, Szwy, Stowarzyszenie Literackie Im. K.K. Baczyńskiego, Łódź 2018.


2 komentarze:

  1. Kocham Twoje pisanie! Dziękuję Ci za te magiczne chwile z poezją! Inspirujesz!

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja dziewczyna uwielbia Sławomira Hornika. Za niedługo ma urodziny i co prawda kupiłem jej już telewizor na urodziny, o który bardzo mnie prosiła, ale myślę, że taką książkę również warto dorzucić do prezentu. Dzięki za super pomysł :)

    OdpowiedzUsuń