„Pamięć o dzieciństwie jest jak dobry sen, który
towarzyszy nam przez cały dzień albo jak koszmar do nas przylegający." (s.8)
Bardzo podoba mi się metafora
porównująca drzewo do życia człowieka. Mamy wiele wspólnego z drzewami, podobnie
jak one jesteśmy zakorzenieni – czy to w miejscu, społeczeństwie, kulturze,
języku. Korzenie są w nas samych, budujemy je przez całe życie, niejednokrotnie
próbujemy je przerwać, oderwać, tworząc nowe połączenia. Miejsce kojarzone z
dzieciństwem jest mikrokosmosem, tkanką na której budujemy naszą tożsamość. Z
czasem zmienia się wyobrażenie tej przestrzeni, jest demonizowana lub
mitologizowana, w zależności od doświadczeń jednostki. To miejsce to
„prakorzeń”, od niego rozrastają się kolejne, tworząc mapę pamięci, wspomnień,
przestrzeni, w której odciskamy swoje ślady. Debiut Alicji Mielcarek jest
ponownym zaglądaniem do starych szuflad, które zamknęło się wraz z porzuceniem warstwy
kokonu dziecięcej naiwności.
„Pępowina” (wyd. Mamiko) to
opowieść z pogranicza realizmu magicznego, urzekająca polifonia kobiecych
historii, wypełnianie barwami słów portretów postaci z przeszłości. Pępowiną
jest nić wiążąca człowieka z miejscem rodzinnym, przechowującym wspomnienia,
nasiąkniętym obrazami zapamiętanymi przez oczy dziecka. Pępowiną jest też
pamięć, siłą kierującą główną bohaterkę do gniazda, do Nowej Rudy aby wypełnić
białe plamy z przeszłości i odkryć, ukształtować siebie na nowo, „rozwikłać
wewnętrzne supły”. Luśka, z wykształcenia psycholożka, wraca do Nowej Rudy, do
domu, aby odetchnąć, nabrać dystansu od codzienności. Kobieta daje się porwać
małomiasteczkowości, z nową wrażliwością patrzy na miejsca, pozornie znane i
oswojone. Ta siła zaszczepi w bohaterce „Pępowiny” coś czego nie da nie nauczyć
czy zdiagnozować za pomocą analizy psychologicznej, coś co jest nieuchwytne,
ledwo dostrzegalne. Małe miasteczko, oplatające spokojem i wspomnieniami,
miasteczko kobiecych opowieści, tętniące dramatami i radościami, niezwykłością
i pozornością.
Necia i Luśka w dzieciństwie były
nierozłączne, po tragicznej śmierci rodziców ich drogi podążyły w przeciwnych
kierunkach. Necia wyjechała do Stanów Zjednoczonych, a Luśka realizowała się w
zawodzie psychologa. Wraz z powrotem do Nowej Rudy, do starego domu babci,
przypominającego „graciarnię” z ogromem
przedmiotów i rzeczy, wracają wspomnienia dzieciństwa, siostrzane seanse
spirytualistyczne, pierwsze podmuchy dorosłości i niewyjaśnione zabójstwo
młodej kobiety, której spotkania z ukochanym na rzeczką Szumką, podglądała mała
Luśka. Kim była B.B. i dlaczego ktoś ją zabił? Obraz martwej kobiety wciąż
wydaje się żywy i prześladuje Luśkę, która postanawia rozwiązać tajemnicę
kochanków sprzed lat… Szukając śladów przeszłości, podświadomie sama będzie
próbowała uporządkować swoje życie i nadać mu ponownie sens.
„Im bardziej błądzimy, tym nasze
lustrzane odbicie wydaje się obce. Udać się na poszukiwanie siebie to
najtrudniejsza i najbardziej fascynująca z podróży, w jaką można wyruszyć. Po
nitce do pępka.” (s.23)
Powieść Alicji Mielcarek rysuje
nową mapę Nowej Rudy, lekko baśniową, tajemniczą, szkatułkową – otóż jedno
miasteczko ma wiele wersji, każdy interpretuje przestrzeń wewnętrznie, na
fragmenty dzieciństwa nakładają się współczesne miejsca. Jesteśmy pewni
rozczarowania głównej bohaterki, zbyt dorosłej aby zrozumieć magię swoich
korzeni. Autorka jednak wyposaża Luśkę w niebywałą wyobraźnię, pamięć
sensualną, jest ona dojrzałą kobietą, lecz przestrzeń rodzinnej Nowej Rudy
zdziera z niej maski, pozwala wydobyć dziecięcy zachwyt, naiwność, zaufanie.
Przewodniczką Luśki staje się
kobieta wykluczona ze społeczności, pogardzana ze względu na swój wygląd, szalona, współczesna czarownica – Garbata,
przyjaciółka babci Kostki. Młoda dziewczyna i staruszka zaprzyjaźniają się,
Garbata okazuje się prawdziwą znawczynią ludzkich dusz, buntowniczką, która
ocaliła swoją dziecięcą wrażliwość pomimo wielu rozczarowań i krzywdzących
ludzkich słów. Jest to najbardziej niezwykła i ciepła postać w powieści, jej
słowa trafiają prosto w serce, są poetyckie, uniwersalne i mądre. Jest jedną z
postaci tak bliskich bohaterkom Olgi Tokarczuk, istniejących w rzeczywistości,
ale czujących i widzących o wiele więcej:
„Kiedy porzuciła świat i
stworzyła swój własny, utkany z wolności, przestrzeni, natury i książek, z
czasem odzyskała spokój i pogodziła się z losem. (…) Książki stały się jej
sprzymierzeńcami” (s. 100).
Kiedy sensem dla ludzi staje się
ciągłe gromadzenie rzeczy, to Garbata, mieszkanka noworudzkiej Doliny
Muminków, na przekór cały swój dobytek nosi w kilku starych torbach. Znajdują
się w nich ulubione cytaty z literatury, z przeczytanych książek, które były
jej „sprzymierzeńcami”, a także „trochę szmat, kubek i kilka bieżących ziół”. To
Garbata budzi w Luśce zapomnianą tęsknotę i nostalgię za domem, staje się jej
opiekunką i duchową mentorką, przybraną babcią, która opowiada o życiu jak
baśniarka:
„Niektórzy pielęgnują obumarłych
siebie i noszą niewidzialny ciężar obumarłych komórek, nie mają siły się z nich
otrzepać. To jedyne, co mają, i z tej martwej przeszłości tworzą kożuch, czy,
(…) pancerz. To są żyjące trupy. Trzeba wielkiej rzeczy, żeby im ta skorupa
pękła. Czasami, razem ze skorupą, pękają oni sami, bo przeszłość to jedyna
rzecz, którą posiadają. Bez niej więc i oni przestają istnieć” (s. 126).
Nową Rudę odkrywamy wraz z
bohaterką, podążamy ulicami, zaglądamy do baru mlecznego, patrzymy na Szumkę,
odwiedzamy redakcję tygodnika „Noworudzkie życie”, wędrujemy po leśnych
ścieżkach za Garbatą, próbujemy złapać
senny rytm miasteczka, kreśląc jednocześnie linie, nitki wiążące główną
bohaterkę z labiryntem, w którym nakładają się na siebie różne mapy – myśli,
uczuć, zapachów, postaci. Miasteczko okazuje się mieć wiele wymiarów, ale by je
odkryć, trzeba posłuchać głosu pamięci, głosu duchów, dźwięku „prakorzeni”. Czy
bohaterka „Pępowiny” wsłucha się w małomiasteczkową melodię, czy zapełni nią
ciszę i brak sensu?
„Pępowina” Alicji Mielcarek to wyjątkowa,
proza akcentująca więź z miejscem, nadająca sens pozornie zwykłym rzeczom. To
opowieść o zapominaniu i powrotach do przeszłości, wypływaniu na powierzchnię
wspomnień, uruchamianych lawinowo przez bliskie przedmioty, detale, kartografie
miejsc. To w końcu historie kobiet, poszukujących, niepokornych, napiętnowanych
przez poczucie braku i samotności. Jednak w „Pępowinie” wiele jest ciepłą i
nadziei, wyczuwalnej empatii w kreśleniu przez pisarkę zarysów przestrzeni.
Łącząca bohaterkę z Nową Rudą pępowina przekształca się, nabiera nowego
wymiaru, jest spoiwem, żywą tkanką pamięci. Przecięcie jej odznacza przecięcie
własnych korzeni, eutanazję wspomnień. Tytułowa pępowina zmienia się, nadaje
nowy tembr życiu bohaterki, staje się jej częścią. Jest to ukłon pisarki w
stronę małomiasteczkowości. Każdy z nas, pochodzący z małej miejscowości,
miasteczka czy ze wsi, wielokrotnie próbuje uciekać, wierząc w nomadyczność,
oswojenie nowych miejsc. Rodzinne strony to nasza pierwsza przestrzeń, najbliższa,
mamy wiec jej mapę rozrysowaną w sercu, czyli na zawsze. Powraca do nas w
snach, przypływa na żaglach nostalgii, ale i wyłania się z rodzinnych rozmów,
spotkań, pokoleniowych pamiątek. „Pępowina” to wrażliwy i niebywale czuły głos
literackich przestrzeni, małych ojczyzn, do których tęsknimy jak małe dzieci. Polecam!
Cyt. Alicja Mielcarek, Pępowina, wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2018.
Prawda, "Pępowina" to bardzo przyjemna ballada o prowincjonalnym mikrokosmosie.
OdpowiedzUsuńKorekta obywatelska:
"mieszkanka noworudnickiej Doliny Muminków" - noworudzkiej :)
Pozdrawiam,
Marek
Panie Marku, dziękuję za zwrócenie uwagi, już poprawiłam.
UsuńPozdrawiam serdecznie :)