„my obok siebie
stworzeni się
różnić
kwadratowi
trójkątni
od owalnych i
podłużnych
(…)
buntownicy rebelianci
od posłusznych i
usłużnych
(…)
opisani na potrzeby
chwili
dwuwersami wątpliwości
różnych”
[Dwugopis, s. 13]
Gdy płoną wartości, a ogień nienawiści
spopiela fundamenty empatii i człowieczeństwa, to słowa powinny nieść nadzieję,
stając się feniksem współczesności. Czy jednak można „tańczyć w płonącym domu”,
gdy strach o jutro przesłania optymizm i poczucie bezpieczeństwa? Poetycki
zbiór Patryka Muszyńskiego „Taniec w płonącym domu” tętni od buntu słownego, od
obrazów samotności, która wydaje się być główną bohaterką utworów. Szorstki
smutek, gorzkie diagnozy obserwowanej codzienności wybrzmiewają w końcowych
wersach utworów, pozostawiając odbiorcy otwarte "wyjście ewakuacyjne" z płonącej codzienności.
Obok pustki, braku dominują refleksje
autotematyczne, zmagania poety ze słowem, formą. Patryk Muszyński, autor
czterech tomów poetyckich („Nie myśl o samobójstwie”; „Generalnie”; „Pod skórą”;
„Taniec w płonącym domu”) nieustannie szuka formy i odpowiednich środków
wyrazu, żongluje konwencjami, wyrazami, brzmieniami, korzystając z bogactwa
języka. Warto wspomnieć tu choćby wiersz „Terroryzm na kartce”, w którym słowni
terroryści (współcześni użytkownicy języka polskiego) eliminują samogłoski, ale
i polskie znaki (ś,ć,ń). Ciekawie prezentuje się również utwór „Minimalizm”, w
którym autor poprzez używanie dużych liter buduje tytuł wiersza. Twory skojarzeń
brzmieniowych powstają również w „Ulecznicy”, potraktowanej bardzo
eksperymentalnie przez podmiot liryczny. Takich zabaw słowem znajdziemy w
tomiku więcej („Nawet”; Usprawiedliwienie”). Jak zauważa Kinga Młynarska w „Posłowiu”
autor dynamizuje swój styl, eksperymentuje, tworząc zgrabne neologizmy.
Poetyckie odbicie rzeczywistości
kreślone są przez podmiot przepełniony buntem. Podmiot-buntownik nie cukruje,
nie metaforyzuje, ale dobiera słowa mocne, dosadne, brutalne. Poezja ma, według
niego, być rebelianckim głosem, niezgodą na świat pozbawiony empatii i nadziei.
Obok tych dosadnych, mrocznych obrazów podmiot liryczny akcentuje artyzm fragmentaryczności,
chwili, momentu. Koncentruje się na emocjach, które szczerze przebijają z
poetyckich migawek. Autor zdaje sobie sprawę, że nie można całkowicie opisać
ludzkiej duszy, pozostawia więc tropy-słowne, które budują przestrzeń emocji,
pozwalając odbiorcy na osobiste spotkanie z uczuciami.
Podmiot „Tańca w płonącym domu”
odkrywa samotność odchodzącej osoby („Samotność – Tryptyk”), zagłębiając się
również w lęk przed przemijaniem. Rewelacyjny, chyba najlepszy wiersz w tomiku,
„Okruchy dnia” podejmuje temat starości i Baumanowskiej płynnej nowoczesności. Pęd
współczesności nie lubi braku, pustki, więc nawet przestrzeń śmierci musi być zastąpiona
czymś nowym, użytkowym. Według podmiotu świat jest „jednorazowy”, więc nie
dziwi, że „za okruchy dnia/można dostać nobla”. Przemijanie, nieuchwytność
czasu wybrzmiewa również w utworze „Ziarna piasku”. Dialog sekundy, minuty,
miesięcy i kolejnych jednostek czasowych pokazuje jak ambiwalentne jest
upływanie czasu i jego odbieranie – czym jest sekunda wobec wieczności, jak na przemijanie
patrzy dziecko a starzec? Przesypujące się „Ziarna piasku” niczym w klepsydrze,
to plastyczna metafora upływającego życia, uciekających chwil, dni, lat.
„dekada milczała z niepokojem
patrząc na wiek i tysiąclecie
gdy przemówiła wieczność
a co wy o czasie wiecie
moje dzieci[e]”
[Ziarna piasku, s. 43]
Autor poświęca wiele miejsca
dwuznacznościom, cielesności, przemycając pomiędzy wersami erotyzm fizyczny, gwałtowny.
Nie do końca przemawia do mnie stosowanie tych figur, ich dosadne i miejscami
brutalne przejaskrawienie – choćby w wierszach „Od czego dłoń”; „Dziś, teraz”
czy „Poziomo”. Seksualność zostaje ograniczona tylko do stosunku,
krótkotrwałego, fizycznego aktu – w tym wypadku nie jest ona już dwuznaczna, zawoalowana,
domyślna – ale mocno zaakcentowana, z premedytacją przez podmiot. Rzecz gustu,
ale wolałabym aby autor więcej ukrywał niż odsłaniał (dobrym kierunkiem jest
utwór „Pragnienia”). Podmiot jak na rebelianta przystało, pluje na wszelkie
tabuizację, więc mniemam, że i erotyzm wybrzmiewa tu o wiele silniej, bujniej,
mocniej -odzwierciedlając zapewne również stosunki międzyludzkie.
Patryk Muszyński opowiada o
współczesnych wędrowcach, porusza tematy emigracji, polityki, ekologii, braku
autorytetów i wartości. I jak mówi gorzko podmiot w jednym z wierszy -dzisiejsza
samotność to „w kontaktach telefonicznych/tylko numery alarmowe”. Tańcząc w
płonącym domu, podmiot próbuje smakować chwile pomimo pożaru samotności,
pustki, przemijania, braku głębszych emocji. Wiersze z lat 2015-2017 cechuje
nierówność, znajdziemy naprawdę dopracowane i przemyślane poetyckie manifesty
rebelianta, jak i mniej udane utwory, pokazujące zmaganie się z formą („Dziś,
teraz”) i szukaniem na siłę przestrzeni obrazowania („Cyrk”). Poezja Patryka
Muszyńskiego to słowna rebelia rzeczywistości, obnażająca szarą, nieczułą
codzienność. Obrazy polskiego piekiełka przewijają się z ujęciami ludzkiej
duszy – samotnej, łaknącej dotyku i czułości. Jaką drogą pójdą kolejne wiersze
Muszyńskiego? Warto poczekać.
Za egzemplarz książki dziękuję Autorowi.
*Cyt. Patryk Muszyński, Taniec w płonącym domu, posłowie: Kinga Młynarska, Kielce 2018.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz