Oglądając Władcę Pierścieni czułam niedosyt, cała trylogia nie przypadła mi
do gustu. Z takim wrażeniem i lekkim uprzedzeniem wyruszyłam do kina na
pierwszą część Hobbita. I tu (o dziwo!) była miłość od pierwszego
wejrzenia. Nikt też nie musiał mnie
namawiać na drugą część, trochę gorszą ale równie pociągającą i
urzekająca. Zastanawiając się co tak
przeszkadzało mi w Władcy Pierścieni porównałam głównych bohaterów i tutaj był
ukryty haczyk. Frodo grany przez E. Wood`a męczył mnie, denerwował a jego
„mydlane” spojrzenie irytowało i frustrowało do głębi. Ten aktor całkowicie nie
pasował mi do tej roli. Co innego Bilbo, w którego wcielił się Martin Freeman.
Jego naprawdę ogląda się z większą przyjemnością, może to także zasługa samej
postaci, która różni się od Frodo (np. jest zabawny i bystry a Frodo gra rolę
męczennika).
Oto małe porównanie
wizualne obu bohaterów:
Źródła:http://uk.eonline.com/news/250449/first-look-go-on-an-unexpected-journey-with-the-hobbit-s-bilbo-and-gandalf
http://revealedintime.blogspot.com/2013/02/in-defense-of-frodo-baggins.html
Wracając do samego filmu… Nie da się nie zauważyć ogromnego nakładu pracy
grafików komputerowych, np. przy kreacji smoka (jak dla mnie wspaniała). Dużo
akcji, pościgów, paskudnych orków, walk
(szczególnie w wykonaniu elfów) i zabawnych dialogów. Nawet Ci wybredni nie
powinni się nudzić. Dużym plusem jest także postać kobieca ( a jakże!) Tauriel,
elfka i nieustraszona wojowniczka. Niestety postać Legolasa jest jakaś blada i
nijaka w porównaniu z wcześniejszymi produkcjami. Jednak musze przyznać, że świat elfów jest
naprawdę cudowny i fantastyczny. Czuję się ten niezwykły klimat powieści Tolkiena. Inną postacią, do której żywię niegasnący
sentyment jest oczywiście Gandalf. Największym jednak zaskoczeniem było samo
zakończenie – miałam ochotę rzucić czymś w ekran ze złości. Człowiek się wciąga
i wczuwa w sytuację aż nagle ktoś go bezczelnie wyrywa z tego filmowego świata
właśnie takim złośliwym zakończeniem. To jak kubeł zimnej wody. No cóż apetyt
rośnie w miarę jedzenia…
Film oglądałam w wersji 2D, bo nowoczesne 3D jest zbyt przereklamowane i
przyciąga głównie młodsze pokolenie.
Tradycyjne kino ma swoje plusy i jest mi bliższe.
Ten post to tylko garść przemyśleń, bez wnikania w fabułę (po co psuć komuś
przyjemność) i szczegółowych krytycznych interpretacji. Przyznaję , że film
spełnił moje oczekiwania i będzie też rozrywką dla mniejszych i większych fanów
fantastyki (chyba, że jesteście konserwatywnymi i zagorzałymi wielbicielami
prozy Tolkiena, dla których ekranizacja jego powieści to profanacja).
Na zakończenie tych chaotycznych przemyślunków i wrażeń coś dla wielbicieli
elfickich fryzur. Filmik instruktażowy jak zrobić fryzurę elfki Tauriel
(niestety tylko dla posiadaczy długich włosów).
Warto zaglądnąć bo ta Pani ma ogromny talent w tworzeniu fryzur inspirowanych filmami fantasy, średniowieczem czy przeszłością.
A oto kilka zdjęć właśnie takiego uczesania (niezwykłe!!)
I oryginał :)
Źródło: http://deardarkness.tumblr.com/post/54033168422/evangeline-lilly-as-tauriel-in-the-hobbit-the
Różnią się bardzo obydwie trylogie, a moje serce cały czas zostaje przy WP. W Hobbicie Jackson gubi klimat Śródziemia, wprowadza wątek miłosny, zupełnie mi nie pasujący. Jednak i tu czaruje. Jest bardziej baśniowo, troszkę Legolas zgrzyta, jednak jest smok najlepszy, i krasnoludy.
OdpowiedzUsuńA chociaż Freeman to najlepszy hobbit ever, jednak Frodo nie wypadł sroce spod ogona. ;)
Zgadzam się co do wątku miłosnego ale Tauriel naprawdę pasuje i jest ciekawą kreacją. Co do WP to na pewno jest bardziej mroczniejszy bardziej dramatyczny...
OdpowiedzUsuń