piątek, 3 stycznia 2014

Książkojad w kinie: Hobbit - Pustkowie Smauga


        Oglądając Władcę Pierścieni czułam niedosyt, cała trylogia nie przypadła mi do gustu. Z takim wrażeniem i lekkim uprzedzeniem wyruszyłam do kina na pierwszą część Hobbita. I tu (o dziwo!) była miłość od pierwszego wejrzenia.  Nikt też nie musiał mnie namawiać na drugą część, trochę gorszą ale równie pociągającą i urzekająca.  Zastanawiając się co tak przeszkadzało mi w Władcy Pierścieni porównałam głównych bohaterów i tutaj był ukryty haczyk. Frodo grany przez E. Wood`a męczył mnie, denerwował a jego „mydlane” spojrzenie irytowało i frustrowało do głębi. Ten aktor całkowicie nie pasował mi do tej roli. Co innego Bilbo, w którego wcielił się Martin Freeman. Jego naprawdę ogląda się z większą przyjemnością, może to także zasługa samej postaci, która różni się od Frodo (np. jest zabawny i bystry a Frodo gra rolę męczennika).
Oto małe porównanie wizualne obu bohaterów: 

Źródła:http://uk.eonline.com/news/250449/first-look-go-on-an-unexpected-journey-with-the-hobbit-s-bilbo-and-gandalf
 http://revealedintime.blogspot.com/2013/02/in-defense-of-frodo-baggins.html

     Wracając do samego filmu… Nie da się nie zauważyć ogromnego nakładu pracy grafików komputerowych, np. przy kreacji smoka (jak dla mnie wspaniała). Dużo akcji, pościgów, paskudnych orków,  walk (szczególnie w wykonaniu elfów) i zabawnych dialogów. Nawet Ci wybredni nie powinni się nudzić. Dużym plusem jest także postać kobieca ( a jakże!) Tauriel, elfka i nieustraszona wojowniczka. Niestety postać Legolasa jest jakaś blada i nijaka w porównaniu z wcześniejszymi produkcjami.  Jednak musze przyznać, że świat elfów jest naprawdę cudowny i fantastyczny. Czuję się ten niezwykły klimat powieści Tolkiena.  Inną postacią, do której żywię niegasnący sentyment jest oczywiście Gandalf. Największym jednak zaskoczeniem było samo zakończenie – miałam ochotę rzucić czymś w ekran ze złości. Człowiek się wciąga i wczuwa w sytuację aż nagle ktoś go bezczelnie wyrywa z tego filmowego świata właśnie takim złośliwym zakończeniem. To jak kubeł zimnej wody. No cóż apetyt rośnie w miarę jedzenia…
Film oglądałam w wersji 2D, bo nowoczesne 3D jest zbyt przereklamowane i przyciąga głównie młodsze pokolenie.  Tradycyjne kino ma swoje plusy i jest mi bliższe.
          
        Ten post to tylko garść przemyśleń, bez wnikania w fabułę (po co psuć komuś przyjemność) i szczegółowych krytycznych interpretacji. Przyznaję , że film spełnił moje oczekiwania i będzie też rozrywką dla mniejszych i większych fanów fantastyki (chyba, że jesteście konserwatywnymi i zagorzałymi wielbicielami prozy Tolkiena, dla których ekranizacja jego powieści to profanacja). 
           Na zakończenie tych chaotycznych przemyślunków i wrażeń coś dla wielbicieli elfickich fryzur. Filmik instruktażowy jak zrobić fryzurę elfki Tauriel (niestety tylko dla posiadaczy długich włosów). 

Warto zaglądnąć bo ta Pani ma ogromny talent w tworzeniu fryzur inspirowanych filmami fantasy, średniowieczem czy przeszłością. 
  
A oto kilka zdjęć właśnie takiego uczesania (niezwykłe!!)
I oryginał :)
 Źródło: http://deardarkness.tumblr.com/post/54033168422/evangeline-lilly-as-tauriel-in-the-hobbit-the

2 komentarze:

  1. Różnią się bardzo obydwie trylogie, a moje serce cały czas zostaje przy WP. W Hobbicie Jackson gubi klimat Śródziemia, wprowadza wątek miłosny, zupełnie mi nie pasujący. Jednak i tu czaruje. Jest bardziej baśniowo, troszkę Legolas zgrzyta, jednak jest smok najlepszy, i krasnoludy.
    A chociaż Freeman to najlepszy hobbit ever, jednak Frodo nie wypadł sroce spod ogona. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się co do wątku miłosnego ale Tauriel naprawdę pasuje i jest ciekawą kreacją. Co do WP to na pewno jest bardziej mroczniejszy bardziej dramatyczny...

    OdpowiedzUsuń