środa, 10 czerwca 2020

Warmińska wioska pod warstwą legend, snów i duchów


Warmia jest skalistą wyspą zawieszoną w powietrzu na sznurach wyplatanych z traw i wyschniętych zbóż. Tkwi w przestrzeni pomiędzy Niebem a Piekłem. Silne wiatry, które wieją tu dość często, targają wyspą raz w górę, raz w dół. Ale częściej w dół, zanurzając ją na chwilę w otchłani Grzechu. Sznury jednak nie pozwalają polecieć za daleko, zawracając zaraz Warmię w kierunku Pomiędzy.”


Przytoczony fragment tak bardzo poetycki i metaforyczny podsuwa mi skojarzenie z lirycznymi i onirycznymi obrazami „Niewidzialnych miast” Italo Calvino. Ta paralela nie jest przypadkowa, warmińskie przestrzenie w mozaikowych ujęciach Łukasza Staniszewskiego to baśniowe etiudy oparte na fasadach ludowości, etnografii, otulone klimatem lokalnych i osobistych legend i podań. 

Narracja zostaje podyktowana małej mitologii, co czyni z opisywanego świata „warmiński Prawiek”, czyli miejsce magiczne, wielowymiarowe, gdzie żyją obok siebie żywi i duchy zmarłych, a natura niejednokrotnie przybiera postać Tanatosa. Topografia Warmii, jej natura, pierwotna architektura lasów i jezior to fundament bardzo oryginalnego debiutu  Łukasza Staniszewskiego, który w „Małych Grozach” powołuje do życia barwne, niejednoznaczne postacie, poddające się własnej cielesności i płynące w rytmie praw natury. W Małych Grozach czas odmierzany jest przez zegar biologiczny, pierwotny, wyznaczający bujne godziny życia i gorzkie godziny śmierci. 

Jednym z takich warmińskich miejsc zawieszonym pomiędzy snem, a wiejską codziennością, przestrzenią, w której granice wytycza wyobraźnia, jest pozornie zwyczajna wioska Małe Grozy. Obserwujemy jej tajemnice zaglądając do domostw, zahaczając delikatnie o las i jeziora, które stanowią granice opowieści i życia mieszkańców Małych Gróz. Ich przekroczenie, wejście w świat natury oznacza odejście, śmierć, przejście do zaświatów lub zawieszenie gdzieś pomiędzy rzeczywistością a snem. 

Odkrywanie warmijskiej wioski odbywa się fragmentarycznie, szybko dajemy porwać się narracji i onirycznym migawkom z życia prostych ludzi. Jesteśmy jak dzieci zasłuchane w klimatyczne ale podszyte grozą i strachem opowieści dziadka Jerycho, jednego z głównych bohaterów, którego kontury życia wymykają się ze wszelkich realistycznych ram. Jerycho to człowiek-tajemnica, staruszek znający recepturę wyrabiania pereł z warmińskiego piasku, opowiadacz o głosie jak „ciepły warmiński wiatr, przepalony słońcem i mocą bimbru”. To jego wspomnienie pielęgnuje wnuk, główny narrator, próbujący nakreślić i uchwycić obraz człowieka znającego zapomniany język lasu, starca pachnącego mchem i mokrymi drzewami. Postać białowłosego Jerycha wydaje się fantastyczna, zmyślona, a jednocześnie fascynująca pod względem jego więzi z naturą, tym co duchowe i niematerialne. Jerycho to postać-symbol, zmitologizowany obraz mędrca, strażnika opowieści, znachora, człowieka pierwotnego, zjednoczonego z ziemią i przyrodą. 

Mieszkańcy Małych Gróz bardzo mocno uwikłani są w namiętności, silne i wyraziste uczucia, pozbawione hamulców moralności czy sfery tabu. Dużo w tych mikroopowieściach erotyzmu i seksualności, co również wydaje się odzwierciedlać świat naturalny, poddany prawom biologii. Nie brakuje więc zdrad, niespełnionych miłości, romansów czy śmierci spowodowanej gwałtownym uczuciem. Obiektem miłości możne stać się strach na wróble, Golem, duch Dzięcioł przybierający ludzkie kształty, czy Huba, mityczny leśny demon, słowiański Bachus wabiący kobiety na prawdziwe orgie. 

W opowieściach Łukasza Staniszewskiego ciało ściera się dość mocno z tym co ulotne, niematerialne, z przestrzenią duchową. Ta kontrastowa kompozycja sprzyja atmosferze baśniowości, pewnej ludowej tradycji snucia historii i potrzeby okiełznania tego, co budzi strach, jest nieznane, prastare. W narracjach wybrzmiewa bardzo mocno wrażliwość metaforyczna autora, który uwodzi stylizacją, opisami warmińskich krajobrazów, a także fabularną wyobraźnią. Taka kreacja świata urzeka, prostota, cielesność, wyrazistość dialogów, oryginalni bohaterowie i wszechobecna natura -  zostają czule przewiązane poetycką wrażliwością. Małe Grozy to dzika, nieokiełznana sensualność oraz mroczna, balladowa eteryczność, to połączenie dwóch światów w jeden przestrzenny organizm za pomocą krwioobiegu realizmu magicznego, sprawiającego, że literackie topografie nabierają głębi, stają się równoprawnym bohaterem wyłuskiwanych historii.   

Cały urok debiutu Łukasza Staniszewskiego tkwi w swobodnym reinterpretowaniu motywów folklorystycznych i ich podkoloryzowaniu, co daje wrażenie prozy plastycznej, minimalistycznej pod względem fabularnym, ale bogatej językowo i znaczeniowo. Dajemy uwieść się baśniowemu korowodowi postaci, nasuwającemu odbiorcy Wyspiańskie konotacje. Małe Grozy to przestrzeń ze snów, koszmarów, wypełniona marami, duchami, postaciami z legend i podań, mitologii, symboliką słowiańską i chrześcijańską. Narrator to czuły obserwator świata i natury, którą potrafi opisywać z całym pięknem, zachwytem, poetyckością i tajemniczością. 

Po lekturze książki chciałoby się odnaleźć tytułowe „Małe Grozy”, zajrzeć przez okno, napić się wywaru z rumianku i sprawdzić jak żyją bohaterowie opowiadań. Czy nadal tkwią w magicznej bańce praświata pomiędzy jawą, a snem? A może śpią głęboko w pobliskim jeziorze? Jak odnaleźć drogę na Warmię, kreśloną tak barwnie, nostalgicznie, ale i z pewną dozą mroku i grozy, przez Łukasza Staniszewskiego? 

„Jak tu trafić? Zapytaj dziecko. Ono wskaże ci drogę na Warmię. A jeśli jesteś zbyt głuchy i ślepy, żeby zrozumieć cokolwiek, dziecko cię zaprowadzi. Polecicie na łabędziu przytulni do jego białej szyi, uważając, żeby głową nie zahaczyć o gwiazdy. W świetle księżyca zobaczysz rozwidlenie drogi. To tam.” 

Cyt. Łukasz Staniszewski, Małe Grozy, wyd. Literackie, Kraków 2020.

Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz książki. 

1 komentarz:

  1. Ojeju, jak Ci zazdroszczę pióra! Cudownie się czyta, kłaniam Ci się nisko. A na książkę już czekam, jeszcze kilka dni i odwiedzę Małe Grozy! Dziękuję za polecenie!

    OdpowiedzUsuń