„Warmia jest skalistą
wyspą zawieszoną w powietrzu na sznurach wyplatanych z traw i wyschniętych
zbóż. Tkwi w przestrzeni pomiędzy Niebem a Piekłem. Silne wiatry, które wieją
tu dość często, targają wyspą raz w górę, raz w dół. Ale częściej w dół,
zanurzając ją na chwilę w otchłani Grzechu. Sznury jednak nie pozwalają polecieć
za daleko, zawracając zaraz Warmię w kierunku Pomiędzy.”
Przytoczony fragment tak bardzo
poetycki i metaforyczny podsuwa mi skojarzenie z lirycznymi i onirycznymi
obrazami „Niewidzialnych miast” Italo Calvino. Ta paralela nie jest
przypadkowa, warmińskie przestrzenie w mozaikowych ujęciach Łukasza
Staniszewskiego to baśniowe etiudy oparte na fasadach ludowości, etnografii, otulone
klimatem lokalnych i osobistych legend i podań.
Narracja zostaje podyktowana
małej mitologii, co czyni z opisywanego świata „warmiński Prawiek”, czyli
miejsce magiczne, wielowymiarowe, gdzie żyją obok siebie żywi i duchy zmarłych,
a natura niejednokrotnie przybiera postać Tanatosa. Topografia Warmii, jej natura,
pierwotna architektura lasów i jezior to fundament bardzo oryginalnego
debiutu Łukasza Staniszewskiego, który w
„Małych Grozach” powołuje do życia barwne, niejednoznaczne postacie, poddające
się własnej cielesności i płynące w rytmie praw natury. W Małych Grozach czas
odmierzany jest przez zegar biologiczny, pierwotny, wyznaczający bujne godziny
życia i gorzkie godziny śmierci.
Jednym z takich warmińskich
miejsc zawieszonym pomiędzy snem, a wiejską codziennością, przestrzenią, w
której granice wytycza wyobraźnia, jest pozornie zwyczajna wioska Małe Grozy. Obserwujemy
jej tajemnice zaglądając do domostw, zahaczając delikatnie o las i jeziora,
które stanowią granice opowieści i życia mieszkańców Małych Gróz. Ich
przekroczenie, wejście w świat natury oznacza odejście, śmierć, przejście do
zaświatów lub zawieszenie gdzieś pomiędzy rzeczywistością a snem.
Odkrywanie
warmijskiej wioski odbywa się fragmentarycznie, szybko dajemy porwać się
narracji i onirycznym migawkom z życia prostych ludzi. Jesteśmy jak dzieci
zasłuchane w klimatyczne ale podszyte grozą i strachem opowieści dziadka
Jerycho, jednego z głównych bohaterów, którego kontury życia wymykają się ze
wszelkich realistycznych ram. Jerycho to człowiek-tajemnica, staruszek znający
recepturę wyrabiania pereł z warmińskiego piasku, opowiadacz o głosie jak
„ciepły warmiński wiatr, przepalony słońcem i mocą bimbru”. To jego wspomnienie
pielęgnuje wnuk, główny narrator, próbujący nakreślić i uchwycić obraz
człowieka znającego zapomniany język lasu, starca pachnącego mchem i mokrymi
drzewami. Postać białowłosego Jerycha wydaje się fantastyczna, zmyślona, a
jednocześnie fascynująca pod względem jego więzi z naturą, tym co duchowe i
niematerialne. Jerycho to postać-symbol, zmitologizowany obraz mędrca,
strażnika opowieści, znachora, człowieka pierwotnego, zjednoczonego z ziemią i przyrodą.
Mieszkańcy Małych Gróz bardzo
mocno uwikłani są w namiętności, silne i wyraziste uczucia, pozbawione hamulców
moralności czy sfery tabu. Dużo w tych mikroopowieściach erotyzmu i
seksualności, co również wydaje się odzwierciedlać świat naturalny, poddany
prawom biologii. Nie brakuje więc zdrad, niespełnionych miłości, romansów czy
śmierci spowodowanej gwałtownym uczuciem. Obiektem miłości możne stać się
strach na wróble, Golem, duch Dzięcioł przybierający ludzkie kształty, czy Huba,
mityczny leśny demon, słowiański Bachus wabiący kobiety na prawdziwe orgie.
W opowieściach Łukasza
Staniszewskiego ciało ściera się dość mocno z tym co ulotne, niematerialne, z
przestrzenią duchową. Ta kontrastowa kompozycja sprzyja atmosferze baśniowości,
pewnej ludowej tradycji snucia historii i potrzeby okiełznania tego, co budzi
strach, jest nieznane, prastare. W narracjach wybrzmiewa bardzo mocno
wrażliwość metaforyczna autora, który uwodzi stylizacją, opisami warmińskich
krajobrazów, a także fabularną wyobraźnią. Taka kreacja świata urzeka,
prostota, cielesność, wyrazistość dialogów, oryginalni bohaterowie i
wszechobecna natura - zostają czule
przewiązane poetycką wrażliwością. Małe Grozy to dzika, nieokiełznana
sensualność oraz mroczna, balladowa eteryczność, to połączenie dwóch światów w
jeden przestrzenny organizm za pomocą krwioobiegu realizmu magicznego,
sprawiającego, że literackie topografie nabierają głębi, stają się równoprawnym
bohaterem wyłuskiwanych historii.
Cały urok debiutu Łukasza Staniszewskiego
tkwi w swobodnym reinterpretowaniu motywów folklorystycznych i ich
podkoloryzowaniu, co daje wrażenie prozy plastycznej, minimalistycznej pod
względem fabularnym, ale bogatej językowo i znaczeniowo. Dajemy uwieść się baśniowemu
korowodowi postaci, nasuwającemu odbiorcy Wyspiańskie konotacje. Małe Grozy to
przestrzeń ze snów, koszmarów, wypełniona marami, duchami, postaciami z legend
i podań, mitologii, symboliką słowiańską i chrześcijańską. Narrator to czuły
obserwator świata i natury, którą potrafi opisywać z całym pięknem, zachwytem,
poetyckością i tajemniczością.
Po lekturze książki chciałoby się
odnaleźć tytułowe „Małe Grozy”, zajrzeć przez okno, napić się wywaru z rumianku
i sprawdzić jak żyją bohaterowie opowiadań. Czy nadal tkwią w magicznej bańce
praświata pomiędzy jawą, a snem? A może śpią głęboko w pobliskim jeziorze? Jak
odnaleźć drogę na Warmię, kreśloną tak barwnie, nostalgicznie, ale i z pewną
dozą mroku i grozy, przez Łukasza Staniszewskiego?
„Jak tu trafić? Zapytaj dziecko. Ono wskaże ci drogę na Warmię. A jeśli
jesteś zbyt głuchy i ślepy, żeby zrozumieć cokolwiek, dziecko cię zaprowadzi.
Polecicie na łabędziu przytulni do jego białej szyi, uważając, żeby głową nie
zahaczyć o gwiazdy. W świetle księżyca zobaczysz rozwidlenie drogi. To tam.”
Cyt. Łukasz Staniszewski, Małe Grozy, wyd. Literackie, Kraków 2020.
Dziękuję wydawnictwu za egzemplarz książki.
Ojeju, jak Ci zazdroszczę pióra! Cudownie się czyta, kłaniam Ci się nisko. A na książkę już czekam, jeszcze kilka dni i odwiedzę Małe Grozy! Dziękuję za polecenie!
OdpowiedzUsuń