Jak wiele niewyjaśnionych historii drzemie w archiwach, utajnionych
dokumentach? Tajemnic, których nikt do tej pory nie odkrył, nie zbadał? Jak
dużo jest białych plam okresu PRL-u, przemilczanych, zepchniętych w ślepą
uliczkę polskiego sumienia?
Można pisać o historii z dokładnością, precyzyjnie operując
datami, postaciami czy faktami. Można też opowiedzieć o przeszłości w sposób
niekonwencjonalny, fabularny, wplatając nutę sensacji, kryminalnego zacięcia,
mrocznej i gęstej atmosfery spowijającej czytelnika jak mgła, w której czai się
bestia. Tak pisze Marek Świerczek, historyk, który próbuje przybliżyć
czytelnikom przeszłość, trudną, zapomnianą, taką, o której nie chce się myśleć,
a tym bardziej odkrywać. Po książkach „Bestia” i „Dybuk” autor wydał
powieść „Skowyt”, której akcja rozgrywa się w 1989 roku. PRL dogorywa,
krwawi, aby przerodzić się w nowe państwo, nowy świat.
Akcja prowadzi czytelnika do jaskini bestii jaką jest Służba
Bezpieczeństwa. Jeden z pracowników, Robert Karski otrzymuje zlecenie
wytropienia jednego z oficerów, pracujących w Wydziale IV –Artura Hellera.
Zajmował się on inwigilacją duchownych, a jego nagłe zniknięcie zdaje się być
nie na rękę ówczesnej władzy. Karski szuka dokumentów, dociera do żony Hellera,
a także do młodej kochanki, znajduje dziennik poszukiwanego, a kolejne tropy i
rozmowy prowadzą go coraz w mroczniejsze rejony. Kim tak naprawdę jest Heller?
Dlaczego uciekł i co ukrywa?
Pamiętniki
ubeka czy bestii?
Obok perspektywy głównego bohatera czytelnik zapoznaje się z
zapiskami Artura Hellera, który skrywa pewną brutalną tajemnicę. Jego inność i
wyobcowanie nie przysparza mu sympatii otoczenia. Ukojenie znajduje podczas
samotnych, leśnych eskapad. Nad ranem budzi się nagi, zazwyczaj splamiony
krwią. Instynkt przejmuje nad nim kontrolę, staje się bardziej wyczulony na
dźwięki, zapachy, ruch. Dziennik, intymny zapis myśli, przybliża jego postać,
jednocześnie pokazując jego fizyczność, separację, zezwierzęcenie. Tak też go
odbierają inni, opisując go jak zwierzę, bestię, gotową zawsze do ataku:
„miał cienie pod oczami, plamy na skórze. Zrobił się bardzo
chudy, ale ruszał się jak… no, nie wiem, jak zwierzę. Tak sprężyście i szybko,
I cicho, Potrafił pojawić się za tobą tak, że nic nie słyszałeś. Ale miał coś
chorego w oczach. Jak zdychający pies” (s.196).
Zapiski są pełne retrospekcji, nieuporządkowane, chaotyczne, pełne
niedopowiedzeń. Heller pisze dla siebie, próbuje stworzyć wiwisekcję swojej
metamorfozy, zrozumieć to, w co się zamienił. Opisy przestrzeni są bardzo
drobiazgowe, wręcz namacalne. Las zamienia się w labirynt wyzwolenia,
schronienie, rodzi poczucie jedności z naturą:
„Las nocą daje wolność. Ciemność między drzewami jest
gęsta. Niemal czuje się, jak napiera na rozpalone policzki. Chłodzi. Kryje.
Pozwala przeżyć. (…) Gdy leżę na ostrej, jakby nawoskowanej trawie, las ożywa.
Słychać stąpnięcia kopyt, trzaśnięcia gałązek pod łapkami jeży, popiskiwanie
gryzoni” (s.167).
Świadomość Artura zlewa się z instynktem bestii, zwierzęcia, które
jednocześnie jest łowcą i zwierzyną. Warto bliżej przyjrzeć się fragmentom,
przewijającego się dziennika byłego ubeka. Jest w nich porażający psychologizm,
emocjonalizm jednostki osaczonej, noszącej piętno inności. Każde słowo wydaje
się układać w skomplikowaną układankę poszukiwania tożsamości. W
zapiskach Hellera przebija się gorzka diagnoza naszego świata, kondycji
człowieka we współczesnym świecie:
„Trzeba zagłuszyć głosy skomlące w nas. Dlatego ludzie stale
mówią, słuchają radia lub oglądają telewizję. Piją wódkę, dorabiają się,
kurwią. Wszystko, byle nie musieć wsłuchiwać się w siebie i patrzeć w mrok
dookoła. Ale gdy ani w nas, ani wokół nie ma niczego, wtedy słyszymy. Wdziera
się w nas prawda, jak nóż w ciało. Pali wnętrzności, kaleczy. Oślepia. Wtedy
już nie ma odwrotu. Dokonuje się przemiana. Samotność już nie boli, bowiem
wszyscy są samotni. Biegniemy po rozświetlonych księżycem, ośnieżonych lasach,
napędzani jak mechaniczne zabawki instynktami starszymi niż nasz gatunek…”(s.
190-191).
Człowiek staje się zwierzęciem czy może już nim jest?
Rozpadająca się jaskinia zła,
czyli brudny PRL
„Skowyt” pachnie
brudnymi ulicami, szarością kamienic, ludźmi pozbawionymi nadziei i perspektyw,
tkwiących w marazmie. Karski, wędrując ulicami, spotyka prostytutki i pijaków,
ludzi nieufnych, przestraszonych obecnością ubeka, studentów wtapiających się w
nijaką rzeczywistość. Rok 1989. Czas nadchodzących zmian, ale dla większości
ludzi okres obaw, strachu, niepewności. Służby Bezpieczeństwa zacierają ślady,
rozpadają się, gniją od środka. Ubecy gryzą się wzajemnie, nie ufają nikomu,
pogardzani przez otoczenie, sami czują się jak żywe trupy. Próbują alkoholem
czy innymi używkami uciszyć wątpliwości i skowyt bólu. Oni już dawno stali się
bestiami w ludzkich skórze.
Główny bohater, czytający wiersze Baudelaire`a, przeczuwa upadek
złowieszczej, komunistycznej machiny, w której był tylko trybem. Budzi się
w nim sumienie, moralność, lecz z drugiej strony ciągle jest zniewolony przez
swoją funkcję, pracę, ministerstwo. Karski to bohater pełen sprzeczności,
smutku i brutalnej melancholii, obecnej u bohaterów Marka Hłaski.
Rzeczywistość PRL jest mroczna, dominuje kolorystyka ciemna,
przestrzenie zamknięte, puste i opuszczone mieszkania, budynki. Ludzie
rozmawiają brutalnie, używają ostrego języka, wulgarnego. Spoglądają na bohatera
ze wstrętem, strachem, jednak jego legitymacja ubeka przełamuje wszelkie mury
milczenia. Postać Karskiego wyróżnia się spośród galerii bohaterów „Skowytu”,
im bardziej poznaje on Hellera tym bardziej upodabnia się do niego. Śledztwo
ujawnia wiele brudów, poukrywanych głęboko w strukturach Służb Bezpieczeństwa,
dotyczących zniknięcia i śmierci wielu księży. Karski jest inteligentny, łączy
fakty, przeszukuje dokumenty, uparcie tropi Hellera, będąc jednak ciągle krok
za nim.
Bezradność zdaje się rodzić zło, które przemyka uliczkami, sączy
się w uszy przechodniów, sąsiadów. Złowieszcze przestrzenie przyprawiają
czytelnika o dreszcz, który tylko podsyca naszą ciekawość.
Karski w rozmowie z zielarką słyszy z jej ust:
„Zło to zło – (…) To krew przelewana z żądzy, kruki krążące nad
padliną w lesie i szloch w ciemności.”( s. 65).
Zła nie można niczym usprawiedliwiać, przypudrować, zakamuflować,
złagodzić lub przemilczeć. Trzeba je nazywać po imieniu, wydobywając
najmroczniejszą przeszłość i przypominać, odbudowywać to, co ludzie chcieliby
już pogrzebać.
Powieść „Skowyt” Marka Świerczka pokazuje
fragment zakurzonej przeszłości, przemilczanej, o której młodsi nie mają
pojęcia, nie interesują się. Klimat PRL-u na długo pozostaje w pamięci, a
fabuła z konstrukcją powieści sensacyjnej i kryminalnej dostarcza wiele emocji
i napięcia. Kunsztowne rysy bohaterów, ich psychologiczne portrety porywają
drapieżnością i brutalnością. Swoista ambiwalencja ludzkiej natury znajduje
pełne odzwierciedlenie w postaci Karskiego czy Hellera. Przeplatające się
losy głównych bohaterów, ich walka z codziennością, z samym sobą, relacje z
innymi ludźmi - to metafora społeczeństwa PRL. Autor z niezwykłą
starannością i pietyzmem łączy prawdziwą historię z fabularnością, tworząc swój
oryginalny styl, świadczący o erudycji i lekkości snucia opowieści. Odnajduję
pewną drogę dla czytania „Skowytu” - można go odnieść zarówno do przeszłości
jak i współczesności. Zwierzęcy skowyt jest wpisany w ludzką dwoistość. Czy jednak
damy mu się opanować?
Wywiad dotyczący książki - Marek
Świerczek: piszę o tajemnicach z przeszłości, o współczesnych piszą tylko
wariaci i samobójcy
Cytaty pochodzą z książki M. Śwerczka, Skowyt, Novae Res,
Gdynia 2015.
Składam serdeczne podziękowania autorowi za egzemplarz książki,
która okazała się być niezwykłą lekturą, przenoszącą w mroczny świat PRL-u.