wiersza zsuwa się
z języka drapieżne i wściekłe.”
(Bestia nienasycona, s. 54. )
Debiut poetycki to zawsze jakaś
forma eksperymentu, efekt procesu poszukiwań i odkrywania możliwości i barier, które rodzi tworzywo
słowne. A nad słowem nie jest łatwo zapanować, wczuć się w tembr i melodię
środków poetyckich. To, co może ożywić wiersz, nadać mu głębi, w nadmiarze
powoduje jego zanikanie, a wtedy łatwo już niestety przekroczyć granicę
grafomanii. Albo się czuje słowa, swobodę ich przepływania w dynamicznym krwiobiegu
wyobraźni, albo walczy się z nimi, próbując zniewolić i unieruchomić
żywiołowość obrazów, co zazwyczaj kończy się ulepieniem tworów „poetycko
podobnych” pełnych banalności i nadmuchanej sztuczności. Lektura debiutu to
zawsze mieszanka podejrzliwości i ciekawości i próba odszukania w wierszach tętna
słów.
Czym tętni debiut Żanety Gorzkiej? Gdybym miała określić
charakter „Łokcia jelenia” w
lapidarny sposób, na pewno ujęłabym to jako kobiecość, mrużąca przekornie oczy
i wyłaniająca się zza każdego rogu wiersza. Ale w tym tomie jest o wiele
większe spektrum poetyckich zaułków i labiryntów, które odkrywa się z rosnącym
apetytem. Żaneta Gorzka eksperymentuje, intryguje i pokazuje czytelnikowi jak
świetnie potrafi bawić się słowem, onirycznością i nadrealizmem. W tych wierszach
dzieje się i może zdarzyć się wszystko, życie codzienne poddane zostaje
surrealistycznej reinterpretacji, co daje nieograniczone możliwości dla
wyobraźni. A poetka czerpie z niej całymi garściami, nie rezygnując z
inspiracji literackich i popkulturowych ikon.
Przytoczony cytat z wiersza „Bestia nienasycona” już wiele mówi i
odkrywa charakter całego tomiku o dość przewrotnym i absurdalnym tytule „Łokieć jelenia” debiutującej Żanety
Gorzkiej. Język poetycki autorki to
połączenie drapieżności ze słowną wściekłością, pełną żywiołowych, ulicznych
rozmów, zasłyszanych i odtworzonych w lirycznym minimalizmie. Bohaterka wierszy
obserwuje codzienność, wyłuskując z niej pospolitość, powtarzalność, nakładając
na nią surrealistyczne czasami absurdalne witraże.
Kreowany świat Żanety Gorzkiej to z jednej strony
spacer po miejskiej przestrzeni, która rozwarstwia się, zagina, by w pewnym
momencie przekształcić się w dziwne fantasmagorie, przenoszące odbiorcę na
niepewny grunt klimatu groteski i ironii. Z drugiej strony to zadziorne i
cielesne odsłanianie kobiecych terytoriów, ciągłe podważanie męskiego punktu
widzenia i mruganie kobiecym okiem. „Podmiotka” liryczna szydzi ze stereotypów,
buntuje się przeciwko „udomowieniu” kobiety, osadzeniu jej w przestrzeni
zwyczajności, trywialności. Może dlatego tak wiele w tym zbiorze wierszy
dotykających sfery domowej, ale i intymnej. Dla bohaterki jest to tylko
pretekst, aby na fundamencie codzienności ponownie zbudować własne łobuzerskie
i abstrakcyjne uniwersum.
Podmiotka liryczna na
pierwszym planie – o cielesności
„Chwała lirycznym dziewczynkom” - wybrzmiewa w jednym z wierszy Żanety
Gorzkiej. Bohaterka wierszy solidaryzuje się z kobietami piszącymi, ale i
bezkompromisowo osłania to, co ukryte, przemilczane, tabuizowane. Spoglądając
całościowo na tom od razu dostrzegamy dominującą kobiecą perspektywę, osadzoną
dość głęboko we współczesnym ilustrowaniu fizyczności i seksualności. Pojawiające
się lecące łona, łydki, sutki, piersi, ale i język, to słowa-symbole naznaczone
zmysłowością, eksponujące ciało, fizjologię, anatomię zmetaforyzowanej erotyki.
Żaneta Gorzka nie jest jednak w opisywaniu cielesności wulgarna, ale dzięki
stosowaniu humoru, wyrafinowanego cynizmu i kategorii absurdu potrafi ująć
ciało (czy to kobiece, czy męskie) w intymności, ale i w codziennych
sytuacjach. Ciało okazuje się kolejnym pretekstem lub raczej doskonałym
tworzywem tematycznym do konstruowania poetyckich miniatur, lekko
prześmiewczych, otwartych na wyobraźnię czytelnika:
„Na oparciu krzesła
wiszą rajstopki
i kategorycznie
domagają się ciała”
[Po prostu spróbuj być dla niego
miła (…c..-…c..), s. 51]
Podmiotka liryczna próbuje wejść
w rolę koleżanki, przyjaciółki, feministki, zdystansowanej i unikającej patosu
emocjonalnego. Mężczyznom, a raczej „zimnym samczykom” nieźle się obrywa, w
większości utworów otrzymujemy ich karykatury, jakby wycięte z modelu systemu
patriarchalnego, napuchniętego od testosteronu. Kobiety żądzą w „Łokciu
jelenia”, co przypieczętowuje ostatni retoryczny wers jednego z wierszy: „A ty
tu facet czego?!”. Na terytorium kobiecej poetyki Żanety Gorzkiej nie ma
miejsca dla samców, spoglądających na kobiety przez pryzmat płci.
W prezentowanym debiucie nie
brakuje jednak relacji damsko-męskich, konstruowanych w formie poetyckich
mozaik, minimalistycznych obrazków z codzienności:
„Jeżeli mężczyźni wyginęli
to co robi ten paź królowej
w moim żołądku?
(Hej, ty!
upewniam się)
I czy to już na pewno jest
miłość?"
[Tak bym
chciała, s. 45]
To krótkie refleksje w formie
tekstów z graffiti czy przełamanych ironią definicji stanów emocjonalnych.
Minimalizm słowny, charakterystyczny dla tego tomu, to również redukcja
emocjonalności, uczucia okazują się być źródłem cierpienia, a miłość „jarzmem
emocji”. Więcej w tych wierszach anatomii, czułości względem własnej kobiecości
i natury niż uczuciowości. Z jednej strony mógłby to być zarzut, ale po
głębszej lekturze uderza samotność bohaterki wierszy, samotność kobiecości tak
bardzo uprzedmiotowionej i włożonej w ramy męskiego, dominującego świata.
Jednym z poważniejszych wierszy, wyróżniających się klimatem jest „Wojna i pokój”. To samotne wypłynięcie na
głębię, ofeliowe zanurzenie się w wodzie, ucieczka od uczuć i wrośniętych w
kobietę ról, bycia ciągle poza sobą, bycia wtłoczoną w gotowe scenariusze życia
matki, żony, kochanki.
Pod maską absurdu,
czyli kroniki codzienności
„Czterdziesta pierwsza
rozbójniczka Ali Baby” jak określa siebie podmiot liryczny ma dość specyficzny i
oryginalny model własnej sztuki poetyckiej. To dążenie do skrótowości,
lapidarności i redukcji słownej przy dużej rozpiętości tematycznej. Wiersze
składające się na tom „Łokieć jelenia”
odznaczają się spójną formą, ale i topiką. Obrazki codzienności, miejscami
wyczulone na detal, kiedy indziej brutalne, marginesowe, to paleta, z którą
spotykamy się każdego dnia. Autorka nie zostawia nas jednak z wiernymi
odbiciami, realnymi kopiami rzeczywistości, ale wprowadza furtki, konstruuje
przejścia podziemne, poszerza wiersze o przestrzeń dla wyobraźni. Żaneta Gorzka z dużą umiejętnością i
wyczuciem gier słownych dekonstruuje codzienne sytuacje, rozbiera je na detale
i ponownie składa w oniryczno-groteskowe metafory.
Poczynając od samego tytułu tomu,
po przez zaskakujące tytuły wierszy (będącymi już samymi w sobie
mikropoetyckimi sekwencjami: „I wezbrały
wody ślinotoku a usta piszących rozstąpiły się” ; „Tajemnice rurki próżniowej
(albo gonitwa myśli na 400 metrów przez płotki”)), projekt graficzny
(którego kształt i wyjątkowy charakter również jest spójny, kunsztowny i
dopracowany), a kończąc na utworach, „Łokieć
jelenia” odznacza się pewną dozą awangardowości i zakorzenianiu świata
poetyckiego w przewrotnym absurdzie. Momentami tytuły odgrywają ważniejszą rolę
niż sam wiersz. Czy nie jest to zabieg przesadny, pełniący rolę, zaskakującego,
ale ozdobnika? Myślę, że to jednak świadomy mechanizm budowania klimatu zaskoczenia,
nowatorskiego podejścia do formy wiersza, która w wypadku debiutu Żanety
Gorzkiej jest plastyczna i giętka.
Poszczególne wiersze dążą do
efektu zaskoczenia, zburzenia poczucia czytelniczego bezpieczeństwa. Czytanie
wierszy Gorzkiej to trochę jak podróż bez mapy, całkowicie spontaniczna,
żywiołowa, ale i niebezpieczna, łatwo zbłądzić w labiryntach wyobraźni. Tym
bardziej, że nie mamy kompasu w postaci utartych metafor, ale dysponujemy własną
intuicją i wrażliwością. I warto im zaufać. Ufa też czytelnikowi sama poetka, nie
bojąc się nadrealistycznych i irracjonalnych opowieści. Pomimo stosowania
groteskowej perspektywy, mocnej ironii, to pod warstwą surrealistycznego i
eksperymentalnego obrazowania kryje się to, co ludzkie, jątrzące, stosunek
człowieka do natury, zwierząt (aby poznać życie trzeba „zajrzeć kotce pod
powieki” – wiersz „W życiu trzeba miau
miau”), relacji międzyludzkich, pytanie o sens egzystencji, słabości i
niewiedzy.
Wiersz jak bestia,
wiersz jak wilk
Oprócz absurdu pojawiają się u
Żanety Gorzkiej nawiązania do popkultury, konsumpcjonizmu, bohaterów z legend,
kina, baśni (3 wiersze mają w tytule słowo Bajka) czy literackich postaci.
Przekrój jest tu naprawdę pojemny – i tak między wersami goszczą: Yeti, Michael
Jackson, Ewa Chodakowska, psychopatyczny Fredy Krueger, Tarzan, Godzilla, Mona
Lisa, poeta Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, św. Augustyn, Lucyna
Ćwierczakiewiczowa, Ilona [W] zapewne Witkowska, Kira [P], czyli Pietrek,
filozof Jacques Derrida, Piero Manzoni, i nawet Muminki w dość ekscentrycznym
wierszu (pomijam oryginalne podziękowania, w których też roi się od tropów
inspiracyjnych). Dlaczego tak dużo tych postaci? Co ma na celu ten różnobarwny
korowód? Widziałabym w takiej konwencji ślady postmodernizmu, ale i celowe
zestawianie kontrowersyjnych ikon naszej współczesności. Tylko w takiej poezji
jest miejsce w jednym wierszu dla celebrytki i poety (wiersz „Weź się zastanów”).
Warsztat poetycki, którym
dysponuje debiutująca poetka jest naprawdę przemyślany i konsekwentny. Słowa,
stosowane oszczędnie i ostro, mają szokować, ciągle polemizować z czytelniczą
wyobraźnią. Pobrzmiewają w nich echa miejskich ulic, opuszczonych peryferii,
pogłosy podsłuchanych rozmów, znaczeń dobranych fantazyjnie i zadziwiająco. To
język poetycki pełen zakamarków, wypełnionych imaginacją i nieustannie ripostującymi
wersami.
Wiersze ciągle zmuszają odbiorcę
do reakcji, do polemiki, do poetyckiego dialogu. Słowa wręcz same tworzą się,
nie panuje na nimi podmiot, wyskakują spod języka w postaci wilka („Bajka na dobranoc”) czy drapieżnej
bestii, trudno je okiełzać i oswoić. Wiersz staje się osobnym tworem,
żywiołowym, plastycznym, pozornie wymykającym się spod kontroli poetki.
Pozornie, bo autorka panuje nad materią słów, spina je delikatną nicią spójnej,
indywidualnej, nieco zadziornej ale i osobliwej poetyki.
Żaneta Gorzka swoim tomikiem poetyckim udowadnia, że można
zadebiutować bardzo dojrzale, z wyrazistym konceptem i zaskakującą tematyką. „Łokieć jelenia” to poezja
eksperymentalna, lekko postmodernistyczna, zakorzeniona w kobiecości. Słowo ma
oddziaływać, wywierać wpływ na odbiorcę, odciskać się w myślach. Forma wiersza
Gorzkiej to często szyfr wyobraźni, onirycznych przebłysków i plastycznego
przenikania świata i iluzji. Poetka często mruga okiem do czytelnika, jej
podmiotka jest zdystansowana, ale i przekorna, eksponująca to, co fizyczne.
Materia codzienności w „Łokciu jelenia”
nabiera wielosemantyczności, słowo przenosi czytelnika ponad banalność i zwyczajność,
stawia go przed krzywym zwierciadłem, pozwala bawić się znaczeniem i
metaforyką. I to zabawa słowem sprawia czytelnikowi największą frajdę. „Łokieć jelenia” to zapowiedź poezji
łobuzerskiej i buntowniczej, słowem - kobieco-rebelianckiej. To specyficzny
kobiecy teren pisania, terytorium absurdu, ale i słownej żywiołowości i
niekonwencjonalności. Warto tej
ekscentrycznej kobiecości zaufać.
Żaneta Gorzka, Łokieć jelenia, Wydawnictwo, Warszawa
2020.
Dziękuję Autorce za egzemplarz książki.