Odkrywanie i powroty do
małych ojczyzn to definiowanie własnych korzeni. Przestrzeń Żuław, ich historia
to mozaika kultur, mrocznych legend, tradycji i ludzi, którzy po drugiej wojnie
światowej osiedlili się na ziemi zupełnie dla nich obcej. Puste, opuszczone
domy znowu zatętniły życiem i mogły na nowo opowiadać kolejne rodzinne
historie. Dusza domu przechowuje kolejne istnienia, obserwuje codzienność,
przemijanie, towarzyszy człowiekowi i chłonie jego emocje.
O takim domu, pełnym
głosów, tajemnych dźwięków i muzyki opowiada powieść Małgorzaty Oliwii Sobczak
– „Ona i dom, który tańczy”, którą wydało wydawnictwo Novae Res. Ta książka to
hołd złożony dziadkom pisarki ale i próba opisania przestrzeni, z którymi wiążą
się nostalgiczne, dziecięce wspomnienia. W opowieści widać wyraźnie inspiracje
i nawiązania do twórczości Julio Cortazara. Podobnie jak w „Grze w klasy”
czytelnik może wybrać sposób lektury. Może to być lektura przeplatana głosami
trzech bohaterek (ona, ta i tamta) lub chronologicznie uporządkowana historia
jednej rodziny. Każda metoda czytania pokaże nam z różnych perspektyw barwne i
emocjonujące dzieje Antoniny, Józefiny i Iwy. Warto wspomnieć, ze Żuławy nie są
przypadkowym miejscem akcji powieści, gdyż Małgorzata Oliwia Sobczak jest
pasjonatką regionu oraz członkinią Stowarzyszenia Kochamy Żuławy. Jej pierwsza
książka „Mali, Boli i Królowa Mrozu” ukazała się w 2015 roku i nawiązuje do
baśni. Myślę, że „Ona i dom, który tańczy” również zawiera delikatne akcenty
baśniowości lub literacki realizm magiczny, który u nas dopiero kiełkuje –
dzięki między innymi Oldze Tokarczuk. Widzę tu również konteksty i paralelę do
jej powieści „Dom dzienny, dom nocny”.
Iwa próbuje
uporządkować swoje życie. Kiedy matka umiera, wyjawia córce swoją największą
tajemnicę. Iwa z sercem pełnym wątpliwości i pytań wyrusza w podróż do
rodzinnych Żuław. Odnajduje stary dom dziadków i postanawia rozwikłać rodzinne
sekrety. Powoli przepracowuje swoje trudne relacje z matką, barwną i mroczną
historię dziadków, pełną niespełnionych uczuć, marzeń i tajemnic schowanych
głęboko w murach żuławskiego domu. Wydaje jej się, że własne emocje dzieli
równocześnie z przestrzenią domu, który okazuje się być żywym uczestnikiem,
kroniką, w którą zostają wpisane ludzkie losy. Również Iwa ma w niej swój
rozdział…:
„W jej żyłach płynęła krew, której nie znała. Życie Iwy miało historię
zasadzoną w tajemnicy. A to, co wcześniej uznawała za pewnik, okazało się
kłamstwem. Kłamstwem, które sprawiało, że znikała” (s. 265)
Powieść „Ona i dom,
który tańczy” tratuje o niezwykłej przestrzeni małej ojczyzny i mikrokosmosu,
czyli domostwa. Dom ma własną duszę, emocje, jest niezwykle empatyczny i
wrażliwy niczym natura. Chłonie uczucia i opowieści, myśli, obecność swoich
domowników. W jego wnętrzu rozbrzmiewa melodia ludzkich rozmów ale i magii.
Trzy bohaterki, które zamieszkują niezwykły dom oprócz więzów krwi łączy dar
widzenia tego, co niedostrzegalne dla ludzi. Są one uśpionymi wiedźmami, w
których drzemie moc matki ziemi. Być może dlatego przeżywają tak intensywnie
swoje życie, marzą o wolności i szczęściu, które zbyt szybko przemija lub
zostaje im odebrane. Antonina to postać skrzywdzona przez wojenną zawieruchę.
Zagubiona, odnajduje schronienie u tajemniczego mężczyzny Józefa, niemieckiego
muzyka, którego wojna uczyniła żołnierzem. Nie jest on mile widziany w polskiej
osadzie i Józef zdaje sobie sprawę, że znajdą się tacy, którzy będą chcieli
odpłacić mu za własne, wojenne krzywdy. Antonina będzie musiała zmierzyć się z
odejściem miłości, nauczy się żyć w pozornym szczęściu, domowym zaciszu, lecz
od czasu do czasu w jej głowie będzie rozbrzmiewały dźwięki skrzypiec –
zagłuszane przez jej rozsądek echa przeszłości. Szaleństwo utraty miłości
spotka jej córkę – Józefinę, która zakocha się bez pamięci, miłością zmysłową,
szaleńczą, młodzieńczą w Jakubie, młodym, przystojnym mężczyźnie.
Każda z głównych
bohaterek przechowuje w sobie zarówno traumatyczne wspomnienia jak i chwile
radości, beztroski. Dla Iwy będą to chwile spędzone z babcią Antoniną natomiast
dla Józefiny okres dzieciństwa, barwne i żywe opowieści matki staną się
metaforą szczęścia, do którego już nigdy nie powróci. Istotnym tematem jaki
porusza autorka w tej powieści są relacje kobiet: matki i córki. Józefina zdaje
się być umarłą za życia, pozbawioną duszy skorupą, ciałem mechanicznie
wykonującym codzienne czynności. Nie potrafi być matką dla Iwy, ucieka od
przyszłości, ale i nie chce pamiętać tego, co było najważniejsze w jej życiu.
Miłości. Obserwujemy ją jako surową i zimną kobietę, nieustannie stawiającą
wymagania Iwie. Najbliższa, tak kazała siebie nazywać Józefina córce, jest
wiecznie nieobecna, jej nieoczekiwany wyjazd do Szwecji i przeniesienie Iwy do
internatu to ucieczka przed wspomnieniami z przeszłości. Szwecja, obcy kraj
szybko okazuje się być dla niej schronieniem dla myśli i powracających obrazów.
Jednak nawet na emigracji pozostaje zamknięta, wycofana, pusta i pozbawiona
uczuć i marzeń. Nieszczęśliwa wydaje się być również Iwa, odczuwająca dystans
matki i jej wycofanie. Młoda kobieta szuka odpowiedzi, dlaczego matka izolowała
się od niej, nie okazywała ciepła i miłości. Pozorność, ukryte marzenia,
rozbrzmiewają z dwojoną siłą również w Antoninie, która dopiero podczas
pogrzebu męża, Kaźmierza, odkrywa jak wiele straciła, jak wiele porzuciła dla
innych, oddalając się od własnych pragnień i inności. Była inna, ale wybrała
codzienność, strach przed samotnością i oceną innych ludzi przeważył i zaważył
o jej przyszłości, życiu, które mogło być zupełnie inne. W gorzkiej refleksji
odnotuje:
„Po
co się bałam tyle lat? (…) Jakiż głupi jest człowiek. Nie chce zawieść innych,
więc zawodzi sam siebie. Po co uciekałam, zamiast korzystać z tego, co daje nam
świat? Kim się stałam? Gdybym mogła zacząć raz jeszcze, nie bałabym się ani
sekundy. Z pewnością znalazłabym sposób. Ale teraz już za późno. Za późno.”
(s. 304)
Żuławy. Książkę
wypełniają plastyczne, malarskie obrazy baśniowych przestrzeni Żuław.
Przeplatane są one legendami o Strażniku Wałowym, tryfcie, wiatraku zwanym
Koźlakiem czy diabelskim wzgórzu. Drewnica i Żuławki to magiczne miejsca,
bliskie autorce, opisywane w sposób nostalgiczny, ciepły ale i zajmujący dla
czytelnika, który nigdy nie był na Żuławach. Jesteśmy świadkami powojennych
osiedleń na terenach Żuław, okresu umacniania się władzy ludowej, surowego
szkolnictwa kojarzonego z surową dyscypliną, uciekającą się do kar cielesnych,
a także pojawienia się prądu. Upływający czas zdaje się jednak omijać duszę
żuławskiego Domu, który odwiedza po wielu latach Iwa:
„Drewniany
dom gburski stał niezmiennie wśród pustych pól, których krajobraz przecinały
jedynie suche wierzby posadzone przez wielu laty wzdłuż drogi. Był dokładnie
taki sam, jakim go zapamiętała. Niewzruszenie samotny, majestatycznie starzejący
się, nic nie robiący sobie z odchodzącej farby, parciejących desek,
wybrakowanych dachówek. Nadal biło z niego to samo piękno, które dostrzegała w
nim jako mała dziewczynka. Piękno polegające na jakiejś niezidentyfikowanej
niezłomności i niepoddawaniu się żadnemu z właścicieli”
(s. 13-14).
Pięknie i bardzo
poetycko, metaforycznie zostają opisane sprzęty domowego użytku – choćby
niezwykła maszyna do szycia Antoniny, która w wyobraźni kobiety stawała się
wehikułem czasu, który zabierał ją do sadu w Lipnie, pół czerwonych maków,
światów jej dzieciństwa. Podobne wrażenie na babci Antoninie wywrze radio,
które podaruje jej Kaźmierz. Małe, czarne pudełko przyniesie magię muzyki, na
którą tak bardzo wrażliwa była Antonina. Nieodłącznym elementem domu stały się
również skrzypce, a raczej ich tęskny dźwięk, który słyszały babka, matka i
córka. Melodia tajemnic to metafora niespełnionych marzeń, ukrytych wspomnień i
nieprzepracowanego smutku, żałoby, utraty części własnej duszy.
Realizm magiczny
sprawia, że opowieść nabiera baśniowości, oniryczności, sensualności. Taka jest
historia opowiedziana przez Małgorzatę Oliwię Sobczak. „Ona i dom, który
tańczy” jest książką wielopoziomową, rozgałęziającą się jak konar
genealogicznego drzewa. Żuławski dom ma więcej niż duszę, ma zdolność
pamiętania, przechowywania słów, rozmów, szeptów, myśli. Jest jak anioł, który
czuwa nad domownikami, przeżywając wraz z nimi smutki, radości, kolejne
narodziny i śmierć. Pojawia się również w powieści motyw miłości, jej barw i
odcieni. Miłość definiuje człowieka, ma moc ożywiania jego duszy, ale i
niszczenia:
„Mówią, że gdy odchodzi miłość, czas leczy rany. Lecz tak naprawdę gdy
odchodzi miłość, czas zatrzymuje się miejscu. Wszystkie zegary stają się
zardzewiałe i chrome. Wybijają wciąż tę samą godzinę. Godzinę rozpaczy” (s.
402-402).
Przestrzeń Żuław w tej
powieści czaruje, nęci, jest w niej coś niepokojącego i mrocznego. Jest to
idealna sceneria dla ludzkich losów, poplątanych, niespełnionych, naznaczonych
krzywdą, zazdrością, ale i iskierkami szczęścia. Pewnej baśniowości nie można
odmówić tej krainie, ukształtowanej przez człowieka i Wielką Historię. Warto
wsłuchać się w opowieść domu, domu pełnego magii i głosów, których melodia
urzeka od pierwszych stron.
„Zawsze
miała uczucie, że dom żył swoim własnym życiem, zachowując niezależność i
oddając się jakimś sekretnym sprawom, odbywającym się na płaszczyźnie, której
istnienia nikt się nie domyślał. (…) Wsłuchiwała się w skupieniu w oddech domu
– ciche, głuche syczenie rozchodzące się po wszystkich pomieszczeniach,
ścianach, podłogach i skosach. Wyraźnie wyczuwała go w kominie, którego
zardzewiałe, metalowe i na wpół uchylone drzwiczki zawsze przyprawiały ją o
gęsią skórkę.” (s. 14)
Dziękuję portalowi Sztukater za egzemplarz książki.