środa, 21 marca 2018

„A moje życie tylko białe i czarne tylko czarne i białe” – o wierszach Bartłomieja Siwca


Sylwetka twórcza Bartłomieja Siwca obfituje w wiele form literackich. Bydgoszczanin z powodzeniem pisze powieści i prozę osadzając akcję w rodzinnym mieście („Zbrodnia, miłość, przeznaczenie”; „Autodestrukcja”; „Przypadek Pana Paradoksa”), dramaty („64 pozycje z życia szachisty”, „Wyszła z domu”; „Anyżek”; „Skóry”). Okazuje się, że również z materią poezji też dobrze sobie radzi, czego pokłosiem są dwa tomiki: „Instrukcja zabicia ptaka” oraz „Matka i róża”, które ukazały się w wydawnictwie Mamiko. Autor jest laureatem Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Stanisława Grochowiaka, należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, pisze także felietony do „Bydgoskiego Informatora Kulturalnego”. Z wykształcenia jest politologiem, warto odnotować, że odnosił sukcesy również jako szachista. Nie jest to bez znaczenia, gdyż szachy wydają być ważną figurą w utworach poetyckich Bartłomieja Siwca. Chociaż na pierwszy rzut oka, nie odnajdziemy tu bezpośrednich odniesień, ale pod warstwą tekstu, okazuje się, że wiersz może być szachownicą, na której rozgrywa się nasza codzienność. Czy autor próbuje wciągnąć czytelnika w grę? 

Zbiór wierszy w tomiku „Matka i róża” charakteryzuje się prostotą, mocnymi wersami, które najmocniej wybrzmiewają w ostatnich zdaniach. Credo poety zdaje się wybrzmiewać w utworze „Słowo”:

„Piszę prosto

chciałbym przywrócić

słowu nagość

wyrwać język obedrzeć ze skóry

za dobrze się

ostatnio wiodło”
(„Słowo”, s. 37)

Poezja ma być czytelna, nienapuszona, nie może ukrywać się w napiętrzających się metaforach czy symbolach. U Siwca nie znajdziemy zbędnych słów, ornamentyki, skomplikowanych konstrukcji, filozoficznych traktatów. Liryka ma za zadanie uchwycić chwilę, obserwację codzienności, detale, gesty, mimikę, obraz tego, w czym jesteśmy zanurzeni. Zachwyca tu bezpośredniość, podmiot liryczny zdaje się mocno stąpać po ziemi, z pokorą, patrząc pod nogi. Bardziej interesuje go to, co najniżej – szarość, margines, zwykli ludzie mijani podczas spaceru, pijacy czy sąsiedzi za ścianą. Pojawiający się autotematyzm w utworach zbioru poetyckiego „Matka i róża” to świadoma refleksja, poszukiwanie własnej formy, ale i też zdefiniowanie swojej sylwetki twórcy. W jednym z moich ulubionych wierszy – „Pisanie wiersza. Rzecz od kuchni” pojawia się przepis na poezję:

„Niewiele potrzeba

łyżka dobrej woli

szczypta intuicji

i garść wspomnień świeżych

pokrojonych zgrabnie

odartych ze skórki”
(„Pisanie wiersza. Rzecz od kuchni”, s. 32).

Okazuje się, że wszelkie przyprawy, dodatki tylko psują smak wiersza, który powinien być przepełniony wrażliwością, szczerością, z celnymi refleksjami. Pisanie nie urasta w tym przypadku do metafizycznych dywagacji, skomplikowanych procesów, gromadzenia wyszukanych słów, ale jest zmaganiem się z codziennością, próbą uchwycenia niezwykłości w szarości, w najprostszej i czystej postaci. Gamma szarości okazuje się być niebywale szeroka, dominujące kolory bieli, czerni jak na czarno-białej fotografii, mają skupiać wrażliwość czytelnika na mikroobrazkach, miniaturach uchwyconych sytuacji, emocji. 

Miasto okazuje się być dominującą przestrzenią poetycką w utworach Siwca. Rozbrzmiewają między wersami echa rozmów sąsiedzkich, odgłosy blokowiska, jadąca na sygnale karetka. Spod warstwy codzienności, rutyny, zwykłości poeta stara się wyłuskać emocje, niebanalność ludzkiego życia, refleksje o przemijaniu. Trzeba pokreślić, że w tomiku „Matka i róża” wybrzmiewają dość mocno tony funeralne. Figura cmentarza pojawia się w różnych ujęciach – tych intymnych, związanych z odejściem bliskiej osoby, rozmyślaniach o własnej śmierci:

„wiem tylko że cmentarz

kiedyś był mi obcy

a teraz coraz bardziej

się do niego zbliżam”
(„Wiem tylko”, s. 9)

Przestrzeń cmentarza to przestrzeń uruchamiająca wspomnienia, obrazy przeszłości, zastygłe więzi i poczucie straty. To tutaj podmiot liryczny w ciszy i samotności, z daleka od zgiełku miasta, słyszy głos matki.

Obok sfery sacrum znajdziemy również profanum – czyli stragany zniczy przed Zaduszkami, handlarza z papierosem w ustach. Utwór „Święto Zmarłych” to swoiste zmartwychwstanie, pochód umarłych i żywych, połączenie śmierci i życia. 

Powróćmy jeszcze na chwilę do obrazu matki, którego cień kryją niektóre utwory. Ton tych wierszy („Matka”; „Wiem tylko”; „”Linia życia”; „Pytanie” ; „Odejście”; „Rada”) jest intymny, postać matki pojawia się tylko pod postacią słów, pytania skierowanego do syna, przestrogi, mglistego wspomnienia. Podmiot liryczny bardzo oszczędnie dozuje własne doświadczenia, nie odkrywa całkowicie swoich uczuć, żałoby, tęsknoty. Te wszystkie uczucia pobrzmiewają tak naprawdę w każdym wierszu, ale nie są zaakcentowane, to nie one mają skupiać uwagę odbiorcy. Nie dziwi też tytuł tomiku – ewidentnie główną postacią i bohaterką wierszy jest matka. Na jej eteryczny obraz składają się sekwencje, retrospekcje, do których klucz zna tylko podmiot liryczny. 

Motyw śmierci, przemijania dość mocno zarysowuje swoją obecność w wierszach, w których pojawia się obraz matki. Jednak powraca on również w autorefleksjach podmiotu lirycznego. Śmierć okazuje się być częścią codzienności, jest powszedniością, bolesną koniecznością. Czas zaciera pamięć, żal, tęsknotę:

„Ten który odchodzi

pamiętać dziś musi

że niedługo wszystko

i tak spowszednieje

jego zejście będzie

niczym kromka chleba

po latach przykryta

grubą warstwą liści”
(„Ten który odchodzi”, s. 48)

Utwory poetyckie przeplatają się z miniaturami prozatorskimi. Bohater próbuje odnieść swoje życie do egzystencji królika. Przypomina to opis snów, onirycznych wizji i nie współgra z całością tomiku. Być może te prozatorskie sekwencje, bardziej rozwinięte i dopracowane, mogłyby stać się swoistą i osobną całością. Warto aby autor pomyślał nad tym, przy tworzeniu kolejnego zbioru poetyckiego czy prozy. 

Bartłomiej Siwiec nie blokuje czytelnika, nie pozostawia go w swoistej sytuacji, obwieszczając  „szach-mat”, ale dzieli się przestrzenią refleksji. Niewątpliwą zaletą tomiku „Matka i róża” jest fotograficzne ujęcie współczesnych problemów mieszkańców miast. Podmiot liryczny identyfikuje się z prostotą, szczerością, prawdziwymi ludźmi. Jest poetą: „pilnującym księżyca”, „karmiącym psa”, piekącym wrażliwe wiersze, „dzielącym włos na czworo” - jak podkreśla w kilku wierszach,. W zgiełku codzienności poezja woła o uważność detali, mijanych osób, przemijanie siebie i najbliższych. Bartłomiej Siwiec nie moralizuje, daje nam mocne obrazy poetyckie, gorzko-słodkie, przetykane obserwacjami współczesności, która wartość człowieka zamyka w iluzorycznym pięknie powierzchowności, ilości nagromadzonych rzeczy. Bydgoski poeta, obserwator codzienności, zaszczepia w czytelniku wrażliwość na szarość codzienności. I to jest niezwykłe. 

Cyt. Bartłomiej Siwec, Matka i róża, wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2017.


 Dziękuję portalowi Sztukater za egzemplarz książki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz